Hongkong wspominam miło, tam zrobiłem zdjęcie, które zwyciężyło w we wszelkich fotograficznych konkursach, wygrało Bursztynowego Słowika i Złotego Niedźwiedzia. Tzn. miało wygrać, bo nigdzie go nie wysłałem, ale i tak jestem z niego dumny.
Do Hongkongu wjechaliśmy z Shenzen, od strony Chin i wielkiej różnicy widać nie było. Strach oblazł nas na przejściu granicznym, wrzesień 2004 roku to czas Ptasiej Grypy, tym można tłumaczyć moje późniejsze w Polsce złe sampoczucie, wszystkim mającym wtedy ze mną kontakt proponuje wizytę w najbliższej jednostce epidemiologicznej :). Mieliśmy stracha, bo jeden z naszych kolegów miał stan podgorączkowy, a termometry zainstalowane na przejściu nie przepuszczały nikogo powyżej 37,5 stopnia Celsjusza. Na szczęście domowe sposoby zbicia temperatury Babci Maliny zdały egzamin. Również na przejściu granicznym spotkaliśmy młodego chłopaka z Polski, mieszkającego w HK, pracującego w Shenzen, który dziennie dostawał 4 stemple w paszporcie, który wymieniał co kilka miesięcy. Ot, taka ciekawostka stosunków chińsko-hongkongskich.
Hongkong to trochę sierota, w 1842 roku dostał się w ręcę Anglików na mocy traktatu pokojowego kończącego "wojnę opiumową", Brytyjczycy jeszcze w 1898 roku wydzierżawili tzw. Nowe Terytoria, na jednak "tylko" 99 lat, w 1997 roku Hongkong wpadł ponownie w ręce Chińczyków. Na szczęście przez 50 lat mamy okres przejściowy, Hongkong pozostaje więc na razie w miarę autonomiczny, choć czujne oko partii na pewno czuwa. Poniżej galeria z jednego z najpiękniejszych widoków, jakie widziałem, widok na wyspę Hongkong, o każdej porze dnia i nocy setki turystów i fotografów usiłują wykonać "ujęcie życia".
W Hongkongu widać cały czas angielskie wpływy, choć białych mord nie jest znów tak wiele wokoło. Po ulicach jeżdżą piętrowe busy, piętrowe tramwaje, po zatoce pływają piętrowe promy, na wyspie nie brak boisk do krykieta, hipodromów i pól golfowych, jest sporo Rolls Royce'ów, pewnie więcej niż w Londynie, ale nie więcej niż w Moskwie. Nie wydaje się mimo wszystko najgorszym miejsce do życia, choć na 1 km2 przypada tam 6300 mieszkańców, prawie 3 razy więcej niż chociażby w pięknym Krakowie. We mnie zawsze będzie budził ciepłe uczucia, mój pierwszy świadomy film sensacyjny "dział się" w Hongkongu, było to słynne "Podwójne uderzenie" z Jean Calude Van Dammem x2, pierwszy raz dowiedziałem się o chińskiej mafii, handlu narkotykami i przemycie samochodami, a liczyłem sobie wtedy jakieś 8 czy 9 wiosen. Między bajki można włożyć historie o taniej jak barszcz elektronice w Hongkongu, niekwestionowanym liderem w tej dziedzinie pozostają Stany Zjednoczone. Spójrzmy na HKG a la brytyjskie miasta:
W Hongkongu zamieszkaliśmy w Chunking Mansion, jedynym w swoim rodzaju gigantycznym, brudnym i niebezpiecznym budynku (od 70 HK$/łebka). Chunking Mansion to żywa legenda, dziesiątki małych hotelików, pełno szemranych przedstawicieli nie mniej szemranych narodowości (Pakistańczycy, Hindusi, Nepalczycy, Etiopczycy, są też pewnie Słowacy, bo to super naród jest :)), wszechobecna atmosfera ciemnych interesów, handlu narkotykami, drogimi kamieniami, chińskimi zabawkami, kantory na każdym kroku, narodowe kuchnie w sutenerach i przeprowadzająca od czasu do czasu naloty policja. W Chunking Mansion spałem w najmniejszym w swojej karierze hotelu, dzieje tego budynku stały sie kanwą dla słynnego filmu "Chunking Express".
Rozprostowawszy kości, warto w HK wyruszyć na najwyższy szczyt wyspy, na który można dostać się tramwajem a la kolejka na Gubałówke, z racji końca wyprawy i pustej kieszeni wróciłem z tej góry pieszo. Widok na prawdę przedni, choć nie wart wszystkich pieniędzy.
To, co warto jeszcze w Hongkongu zobaczyć, to ZOO, a dokładniej ZOO z lunaparkiem. Pokaz tresury fok to jeden z najlepszych show jakie widziałem, wielo-warstwowe akwarium to również mega atrakcja. Z resztą, jeden obraz wart jest tysiąca słów, zapraszam na kilka tysięcy wyrazów.
To co jeszcze warte zobaczenia, to stare lotnisko, znane z wielu wypadków, gdzieś na środku zatoki, wąskie i krótkie, wielu pilotom niestety nie udało się wylądować, udało się mnie na starej Wildze, jeszcze był czas na strzelenie fotki :). Stare lotnisko to już przeszłość, nowe mieści sie kilkadziesiąt kilometrów od centrum, wybudowane na sztucznej wyspie może robić wrażenie nawet na największym stoiku.
Reasumując, wystawiam państwu-miastu Hongkong wyższe oceny niż odwiedzonemu 2 lata później Singapurowi. W HKG wszystko jest bardziej dynamiczne, naturalne, czuć pozytywny wpływ brytyjskiej kultury, pomimo wielkiej, skupionej zabudowy pełno tu parków, pięknych kobiet i jeszcze innych atrakcji. Zamieszkujący ten obszar Chińczycy są bardziej wyluzowani i pewni siebie niż ich sąsiedzi z prawdziwych Chin, trzymani pod jarzmem komunistycznego reżimu. Miliony kontenerów przypominają, że z Hongkongu wypływa największa drobnica na świecie, m.in. do Polski płyną stąd rakotwórcze gumy, notesiki z Królem Lwem, oryginalne Adasie i wymienione w notce o Chinach inne gadżety. Każda zastrugaczka niesie za sobą jakąś historię biednego, acz szczęśliwego robotnika z prowincji, a każdy wieżowiec (3 z 10 najwyższych budynków na świecie stoją w Hongkongu) przypomina, że ktoś na tym niezły interes robi.
KILKA ZE ZDJĘĆ POCHODZI Z KOLEKCJI BARTOSZA PUTZA
|