Aktualności arrow Wyprawy arrow Hongkong, Makao i Filipiny
Hongkong, Makao i Filipiny
Zdjęcia z Hongkongu, Filipin i Makao (17.XI.2009) _CMN_PDF_ALT Print _CMN_EMAIL_ALT
Written by Jacek Gabryś   
Tuesday, 17 November 2009
 
 
 
 
Zapraszamy również na film...
 
 

 
Manila -> Makao -> HKG - > Kraków (17.XI.2009) _CMN_PDF_ALT Print _CMN_EMAIL_ALT
Written by Jacek Gabryś   
Tuesday, 17 November 2009
    Z północnego Luzonu dotarliśmy z naszym lekko ślepawym kierowcą z powrotem do Manili. Chciał szybko i jeszcze szybciej wrócić do domu, do dzieci, do żony, ale nie było zmiłuj się - zakontraktowanego mieliśmy go do niedzieli wieczorem, do czasu odlotu do Makao, więc żadnego cięcia trasy nie było, płacono za tę usługę z dołu, więc jechać musiał. Dostał za tą robotę 12 000 pesos (ok. 700 zł), jeden z obozów twierdził, że dostał majątek, drugi, że to uczciwa stawka. Jeździł prawie 2,5 dnia, spał w samochodzie, płacił za benzynę, opłacił się pośrednikom... równocześnie nie znał drogi, raz jechał jak demon, innym razem jak niedzielny kierowca, pilotowany przez siedzących na zmianę na przodzie mnie i Mitkiego. Historia go oceni. Niech ma i niech sobie kupi coś ładnego.
 
Busiarz
 
    W każdym razie całości tarasów ryżowych nie udało nam się zobaczyć, żeby uczciwie i spokojnie zwiedzić te najlepsze - w Batad - trzeba stawić się w Banaue ok. 10 rano. A przez tego ciecia stawiliśmy się 2 godziny za późno. Wycisnęliśmy z tarasów to co się dało i powoli zaczęliśmy zjazd w stronę Manili. Chcieliśmy jakiś ambitny plan przejazdu ułożyć, ale się nie da... na odcinku 400 km nie ma nic ciekawego i spektakularnego. Oprócz może fatalnego fast foodu Jolibee i kilku mall'ów - Filipińczycy kochają kulturę amerykańską. Nigdy nie zatrzymuj się z nieznajomym w filipińskim fastfoodzie!!! Sam zresztą też nie. W każdym razie na dojazd na tarasy ryżowe trzeba przygotować sobie ok. 12 godzin one way i wiele tematów do rozmowy ze współtowarzyszami podróży.
 
Tarasy w Banaue

Banue
 
Luzon
 
   Manila - 11 milionowe miasteczko. Od downtown rodem z Nowego Jorku do slamsów Kalkuty. Głównym atrybutem miasta jest unoszący się zapach moczu w powietrzu. Każdy sika tu, gdzie mu się zachce. Ostatnio miasto zaczęło z tym "walczyć". Ustawiono dykty, może plastikowe, może nie, z napisem Urino, podchodzisz, oddajesz mocz, ten spływa do trotuaru. Brawo! Świetnie! W centrum stoi tzw. Intramuros, jedyne chyba zgrupowanie na Filipinach jakichś poważnych zabytków, w tym przypadku budowli z czasów panowania Hiszpanii - XVI - XIX wiek i jedno z niewielu miejsc, gdzie można zacząć się bać. Filipińskie knypki mają tam swoje 2 osobowe konne dorożki, z turystą umawiają się na 20 pesos za jazdę, kiedy ten chce wysiadać i płacić, patrzą na niego i krzyczą: " twenty? I said twenty hundred!!!". Azaliż ciekawe topoczucie humoru. Nie do śmiech było spotkanemu Polakowi, którego gdzieś wywieźli i portfel ukradli, ale ogólnie Filipiny to kraj bezpieczny. Szwajcaria Wschodu.....
 
Manila

Manila

 W każdym razie ruszyliśmy do Makao. Opłata wylotowa z Filipin to 750 miejscowych siuśków, co już trochę nas zabolało. 45 zł.
 
   Makao - przywitało nas 16 stopniami, tyle zapowiedział pilot, i tyle było. Niedowierzanie. "Ile? 26? pyta Mitki". "16? To może w Fahrenhaitach albo Kelvinach?", pyta inny znawca geografii. Tam miało poniżej 30tu nie spadać.... Makao można obejść w kilka godzin. Uboższy krewny leżącego po drugiej stronie zatoki Hongkongu, była kolonia portugalska, od 1999 roku specjalne terytorium autonomiczne, ale Chiny już czekają ze swoją łapą, z którą wejdą w 2049 roku. Zresztą i tak połowa Azji wykupiona jest już przez Chińczyków, zarządzają też oni kasynami, z których Makao jest słynne. W każdym razie Makao zostało dawno dawno temu darowane Portugalczykom, aby wytępili z okolicznych wód paru piratów, piraci popłynęli, trzeba się było o Makao upomnieć. Za Chińczyka nie musi być źle. Wybudowano największe na świecie kasyno "Venetian", wyeliminowano triadę (triade każdy znawca filmów z Brucem Lee zna), wyproszono kilku Portugalczyków. Makao wygląda autentycznie chińsko, ludzie dalej plują po ulicach, a na targach na żywca rozkraja się drób. Nie więcej jednak niż 1 dzień tu się spędza, chyba że poczujesz, że karta dobrze tym razem idzie....
 
Jedno z kasyn
 
Kurczaczki
 
Casino Lisbona
 
   My tymczasem jesteśmy w Krakowie. Bilans drogi powrotnej - Lufthansa odwołała nasz lot, rzutem na taśmę wydostaliśmy się do Rzymu. Najlepszymi liniami świata 2009 - Cathay Pacific. Drugimi rok wcześniej, trzecimi przez 2 poprzednie, wg Skytrax'a. Nie cieszy nas to tak bardzo, bo zanotowaliśmy 9 godzin opóźnienia do pierwotnego planu podróży, a do tego wszystkie nasze bagaże zostały zgubione i śladu po nich nie ma. Jak zasnąć bez ukochanego misia? W czystej bieliźnie? Jak to wszystko przetrwać? Nie ma pocieszenia... gdzie go znaleźć? W kolejnym wyjeździe :) !
 

 
Filipiny- last call (15.XI.2009) _CMN_PDF_ALT Print _CMN_EMAIL_ALT
Written by lukpilch   
Sunday, 15 November 2009
 Jako że powoli nasz pobyt na Filipinach dobiega końca, opłaciliśmy kolejnej grupie zdolnej młodzieży podróżniczej bilety, a oni postanowili udokumentować wszystkie nasze dotychczasowe dokonania na  http://filipiny.mehow.net  - tam Wiktor i spółka wspólnie cały ten bloggerski wóz cygański ciągną, który ja tu nie dość, że sam ciągnę, to jeszcze popycham 4 grubasów i pasożytów. Zapraszam, tam zobaczycie na zdjęciach miejsca, w których już byliśmy, a z których nie chciało nam się zdjęć wrzucić (poniżej foto od Wiktora).

 

My tymczasem opuściliśmy wczoraj samolotem wyspę Coron, gdzie jak było mówione zapoznaliśmy się z perfekcyjna robotą amerykańskiego lotnictwa. Kilkanaście zatopionych w jednejzatoce okrętów japońskich, Filipiny w czasie II wojny światowej grały tu ważną role, w samej Manili podczas dywanowego nalotu zginęło więcej ludzi niż w Hiroszimie, Warszawie czy Nagasaki. Wyspy na pewien czas przejęli od Amerykanów Japończycy, obie strony na zmianę ganiały przez dżungle swoich więźniów, ale wszystko dobre, co się dobrze kończy, Japończycy wojnę przegrali, a Filipiny stały się najbogatszym krajem regionu.... taaaaaa.   W każdym razie wylecieliśmy z Coron za 70 zł, plus oplata lotniskowa - 1, 20 zł:) Po pasie startowym można pospacerować, dopiero, kiedy na niebie widać zbliżający się jeden z 3 dziennie przylatujących samolotów, syrena pożarowa wzywa do powrotu do terminala.... Tam nawet skanera bagażu nie ma! Idealne miejsce żeby jakąś spektakularną akcję przeprowadzić, ale komu na Filipinach by się w ogóle chciało, hymnem narodowym powinno uczynić się tutaj "Let it be" Beatlesów - let it be, i przypadkiem nikomu nie przeszkadzajmy, w nic się niemieszajmy, jak to dobrze być nam największym "dziadem" Azji Południowo-wschodniej....   Wylądowaliśmy w Manili i od razu na lotnisku podjęliśmy próby wynajęcia pojazdu, aby przelecieć szybko przez wyspę Luzon i zdementować plotki o powodziach, tajfunach, katastrofach i innych nieszczęściach. Nie powiem, Manila jakąś taka brudna, trochę inna niż Zurich. Ale żeby od razu powódź? Woda po szyje? Błoto na ulicach? Nie widać. Tu syf jest niezależnie od powodzi, niezależnie od tajfunu, niezależnie od sytuacji politycznej w Górnym Karabachu. Tu syf jest z urzędu, chociaż downtown wygląda jak na Manhattanie, a pokój z łazienką w dobrej dzielnicy kosztuje ponoć 1500 zł za miesiąc wynajmu! To już koniec ze śmiesznie tanimi krajami Trzeciego Świata, nawet za suchą bułkę dla konia zapłaciłem wczoraj 5 PHP (30 gr.)!  

 

Ostatnim, więc tchem dobijanego powoli Europejczyka zafundowaliśmy sobie na 2 dni busa z kierowcą, który zawiózł nas 350 km na północ do tarasów ryżowych, ostatniej takna prawdę atrakcji Filipin po plażach. Te 350 km trwało prawie 10 godzin, kierowca jest ewidentnie niedorobiony - trzeba pilnować go na każdym skrzyżowaniu, zawsze skręci nie tam gdzie trzeba, przebija opony, nie mówi prawie w żadnym języku i co najgorsze chyba nie widzi zbyt dobrze. Nie dojechał na czas na te tarasy, przez co zobaczyliśmy je w szczątkowej postaci i tak już niezbyt imponującej, bo Ifugao Rice Terraces trzeba oglądać bodajże miedzy marcem i czerwcem, wtedy są zielone, mile i czarujące. W każdym razie droga przez Luzon, to droga przez lekka mękę - jak to w Azji niekończące się zabudowania, dzieci na drodze, wyprzedzanie na trzeciego i na czwartego, czasem piątego... ale ponownie - żadnych zniszczeń, nawet w wysokich górach, nie widać. Niech żyje niezależna wolna prasa i telewizja! Niech żyją igrzyska!
PS. Na drodze zauważyłem dużo policyjnych checkpointów. Nie wiem czy kogoś się szuka. Ale gra w karty idzie w nich dobrze. Powoli wracamy w kierunku Manili, którą jutro popołudniu jeszcze dobijemy, szykując się już mentalnie na wieczorny lot do byłej kolonii portugalskiej - Makao. 

 
El Nido- jest pięknie (12.XI.2009) _CMN_PDF_ALT Print _CMN_EMAIL_ALT
Written by lukpilch   
Thursday, 12 November 2009

 El Nido - czyli Gniazdo, wrota do najpiękniejszej części Filipin. Z takimi miejscami zwykle jest tak, że brzydotę wrót rekompensuje wszystko to, co na ich zewnątrz, bo samo El Nido to kilkadziesiąt chat zbitych z tektury, blachy, drewna, pali, sznurka do snopowiązałki, stojących na plaży, w cieniu kilkuset metrowej skały. Łukasz powiedziałby, że to trochę jak z nieatrakcyjnymi kobietami i ich wnętrzem oraz zewnętrzem, ale ja nie jestem taki jak on! (nie przejmuj się tym przesadnie – przyp. LukPilch).W środę nad ranem od miłych pań prowadzących nasz hotel, który notabene przez przypadek zalaliśmy, bo woda i prąd występują w El Nido okazjonalnie (pamiętajcie, że przy awarii zawsze kurki musza być zakręcone, a odpływ bieżny, gdy wyjeżdżacie na cały dzień na wyspy, a woda w każdej chwili może powrócić) otrzymaliśmy życzenia Wesołych Świąt i wyruszyliśmy w dalsza drogę.

my
Z El Nido jest problem z dojazdem. Albo 8 h po wertepach do Puerto Princessa, albo 8 h małą przeciekającą łodzią do Coron, na otwartym morzu albo 19-osobowym samolotem do Manili za 100 euro. 

Wybraliśmy bramkę nr 2. Za 2200 PHP niezapomniana podróż łodzią, fale zalewają pokład, woda pływa w ładowni, a my umilamy sobie podróż rozmową, do której wyspy będziemy płynąc w przypadku prawdopodobnego zatopienia. No worries, woda jest ciepła, to nie Bałtyk, ewakuacja z łodzi na filipinach to przyjemność. Łódź jest ogromna, mieści się na niej 8 osób, nas 5 wspaniałych i 3 Niemców (2 chłopcówi 1 dziewczynka), szybko znajdujemy wspólny język, przebaczamy wojenne niedogodności, nawiązujemy przyjaźnie. Muszę przyznać, że z Niemcami na świecie najlepiej się nam współpracuje, pamiętacie zapewne sprzedany w Australii samochód... (sławne "pierwszy raz w historii Polacy sprzedali używane auto Niemcom").

  

 Fak, jakiś filipiński skrzat zmusza mnie do porzucenia necika, zamykają! ("sir" - to lubię na Filipinach - "we close")


W każdym razie dopłynęliśmy, jesteśmy na Coron, wyspie, u brzegów, której Amerykanie zatopili kilkanaście japońskich okrętów wojennych, handlowych i które dzisiaj Anka i Marcin badali od środka, a my z góry. Przypadkiem stworzyli atrakcje dla zblazowanej  młodzieży amerykańskiej i europejskiej, wraki leżą prawie na wyciągniecie reki, ot taki mały rewanż za Peral Harbor.

Koń 

Dobra, reszta relacji przy kolejnej bezpośredniej transmisji z Filipin 


 
A my swoje (11.XI.2009) _CMN_PDF_ALT Print _CMN_EMAIL_ALT
Written by lukpilch   
Wednesday, 11 November 2009

Auto

Prawo jazdy? Zostawiłem w Polsce na Policji, nie chciałem zgubić za granicą

Auto i Playa

Przerwa czyli codzienność

Podobni

Jacy oni podobni...

A jak się zmęczymy

A po ciężkim dniu... 

Pozostałe fotki Tutaj Smacznego:)


 
<< Start < Prev 1 2 Next > End >>

Results 1 - 9 of 12

Gościmy

We have 1 guest online

Szukaj

Kantor Bitcoin



TRIPS AND TRICKS

Trips and tricks


Karaiby - ranking


Świat - ranking


Zostań fanem na Facebook'u!

Kliknij aby zostać fanem!

bitcoin

JESTEŚMY SŁAWNI!

Artykuł w Dzienniku Polskim

Artykuł w Dzienniku Polskim


----------------------

PRODUKCJE FILMOWE


Filipiny 2009

Australia 2006

© 2023 Globtroteria.pl
Joomla! is Free Software released under the GNU/GPL License.