Dlugo myslelismy, czy do tej relacji dodac zdjecia. Czy w ten pochmurny
dzien 2.XI jeszcze bardziej was depresyjnie nastawiac. Denerwowac. W
koncu zadecydowalismy wspolnie, ze tak. Ze po wakacjach jeszcze macie
skumulowanej energii i zdjecia was bardzo nie skrzywdza. Ale nie udalo
sie, bo gdzies zapodzialy sie kable. Zdjec dzis jeszcze nie bedzie.
W kazdym razie jestesmy na wyspie Panglao, pod-wyspie Boholu, pld.
Filipiny, NW Pacific. Droga tutaj byla droga pod gorke i po kaluzach.
Samolot mial leciec o godz. 00.40 z soboty na niedziele, wpadajac na
lotnisko zobaczylismy, ze wiekszosc lotow na Filipiny jest
przelozonych, lub odwolanych, w najlepszym razie opoznionych. Wszystko
przez nadchodzacy tajfun.... okazalo sie, ze nasz lot 5J293 (podam
numer o kazdej porze nocy i dnia, 3 rozne fomularze juz przed
ladowaniem do wypelnienia) z HKG do Cebu poleci o 2giej. I
rzeczywiscie polecial, moglbym napisac, ze przedostalismy sie przez oko
tajfunu, przez zabojcze turbulencje, ale tak nie do konca bylo, byly za
to po 6 miejsc na pasazera i calkiem przyjemny lot.
O 4.30 juz w Cebu, o tajfunie nikt tam nie slyszal, powietrze gorace,
ale umiarkowanie suche, szybka pilka z pogranicznikami, nie
potrzebujemy tu wizy, a nasze plecaki maja srednio po 10 kg.
Zaatakowala nas miejscowa mafia taksowkowa, ale nasza grupa szybko
zamienila sie z nimi rolami, sama stajac sie grupa dyktujaca warunki.
Pelni swiezosci postanowilismy, ze trzeba przedostac sie jak
najszybciej na wyspe Bohol, przepiekne Cebu i okolice zostawiajac na
inny raz.
Za 300 PHP (18 zl) 6-osobowa taryfa dostalismy sie z lotniska do portu
(1/2 h), mijajac po drodze panie i panow spiacych po rowach, na
wozkach, na kartonowych legowiskach. Pierwsze obserwacje mowi mi, ze to
kraj rownie bogaty jak Kambodza czy Birma....
W porcie pierwsze spotkanie z transportem promowym, okazalo sie, ze
probuja walczyc z przeciazeniami i kolejnymi zatonieciami i nie chciano
nam sprzedac 5 dodatkowych ponad stan biletow! Prom mial odplynac o 6
rano, probowalismy wplynac na kapitana, ale nie chcial, ze "zatoniemy",
ze "kontrol"... no dobra, stanelo na naszym, to madry czlowiek, 5
Filipinczykow nie dotarlo na rejs, zajelismy ich miejsca. Rejs
porownywalny ze slawna wycieczka na Machu Picchu - cale zycie stanelo
mi przed oczami, glowa leciala na siedzace kolo mnie filipinskie
towarzyszki, ale w koncu po 2 godzinach w bardzo slabych warunkach,
najlepsza firma przewozowa, dotarlismy na wspomniany Bohol (520 PHP -
30 zl).
Potem juz tylko przejazd kolejnym busem i mozna powiedziec, ze organizm dostal w koncu kilka dni na ustabilizowanie sie. Glownym pytaniem wyjazdu jest: "ktora mamy godzine?", kazdy spi w
innych terminach, budzi sie w srodku nocy, zasypia w srodku dnia.
Dochodzi do tego, ze Haju obudzil sie wczoraj o 20tej z okrzykiem: "@#%
kurcze blade, jest juz chyba nad ranem", zmylony swiatlem lampy,
wykierowanej w nasza chate za oknem....widac, ze przetrzymywanie w
obozie Talibow zostawilo pietno na jego ciele i duszy....
Warunki jak warunki: tropikalne plaze, bungalow za 400 PHP, sniadania w
restauracjach i barach nad brzegiem, muzyka live do rumu za 35 PHP
szklanka!! (2 zl !!), temperatura powietrza 33 stopnie, morza ok. 24-25
st. Celsjusza. Palmy, piasek, snoorkowanie, nurkowanie. Jak ktos ma
charakter, to da rade sie przystosowac. Inni beda cierpieli.
Zdjecia wrzucimy w nastepnej relacji, zostaniemy tu jeszcze ze 2-3 dni.
Trzeba sie opalic, zeby dobrze w zimie w pracy wygladac....
PS. O Tajfunach, powodziach i chorobach nikt tu nie slyszal. Choc nie. Nabawic sie "filpinskiej" lub tez "prezydenckiej" niezwykle latwo.
Hongkong. To stad nadajemy, to o nim kilka lat temu wspominał poseł
Gadzinowski z sejmowej ambony jeszcze przed słynnym Gabonem Prezesa, to tutaj
nerwowo odlicza sie pozostałe 38 lat, które dzielą honkongczyków od całkowitego
powrotu do Chin. 12 z przejściowych 50-ciu już za miejscowymi, coraz mniej białych,
coraz mniej piętrowych autobusów, koszulek polo, coraz mniej fish & chips i
coraz więcej zablokowanych stron www ;), ale generalnie nic się nie zmienia.
Temperatura znośna, 30 w dzień, 25 w nocy, wilgotność niska, w Chunking i
Mirador Mansion jak zwykle mieszkają handlarze złota, diamentów, broni, fasoli
i my. Każdy powoli przestawia się na tutejszy czas, jedni wolniej (Haju i Mitki
do 2giej krążyli gdzieś po Hongkongu w poszukiwaniu taniego piwa, donieśli, ze
nie ma takiego - 50 HKD - ok. 20 zł), drudzy jeszcze wolniej (ja juz od 7.30
zapoznaje sie z miejscowym establishmentem). Różnica czasu to + 7 godzin.
Podróż za nami, obyło się sie bez wielkich skandali, oprócz miejsca, ile
Luftwaffe zostawia na nogi, Jan Maria z Krakowa ma racje, że latać tym juz nie Bedzie,
Marcina potraktowano lepiej, donosząc, co chwile whisky na podwójnym lodzie,
albo podwójna na pojedynczym, gorzej potraktowała go Anka, wyrzucając obiad na
jego nowe porteczki. Anka w ogóle juz sobie zbiera, wykradając mi paszport z
kieszeni, ale mnie zawsze kobiety lubiały wykorzystywać.
W każdym razie, Hongkong stoi, wszystko kontrolujemy i dziś będziemy dalej
sie z nim zapoznawać. O 00.40 czasu lokalnego wylatujemy na Cebu, południowe
Filipy, skąd nadamy kolejna relacje.
Cennik (1 HKD - 0,40 PLN):
- Venetian Hotel (Mirador Mansion) - 140 HKD/os. z łazienką, były za 100
HKD, ale 3/4 powierzchni zajmowały w nich łóżka.
- obiad z piwem w lokalnej tawernie - 75 HKD
- śniadanie we francuskiej tradycyjnej hongkongskiej oberży - 25 HKD
Pojawiły się zapytania
kto jedzie, tak więc tym razem ekipa jest bardzo liczna: ja, Marcin,
Anka P.S., Haju i Mitkowski Piotr. Naszymi śladami podążają Wiktor,
Paulina i ich towarzysze, oni wylatują bodajże 11tego. Nie pozostanie
im nic, jak pytać w zajazdach, portach i innych przybytkach, będzie o
nas na pewno głośno. Trochę na łatwiznę się można powiedzieć wybrali,
nie popełnią naszych pomyłek i błędów, powtórzą nasze sukcesy, ale
Filipiny to na tyle dziewiczy dla polskich obywateli teren, że dla
każdego znajdzie się miejsce. A czy wiecie, że żyje tam ponad 96
milionów ludzi, robiąc to na 7100 wyspach? Nie? To już wiecie.... Dla
zainteresowanych polecam mapę tajfunów, gdzie widać, że
kilka dni temu jeden z nich w ostatniej chwili skręcił w kierunku
Japonii, co było uprzejmością pod naszym adresem. Przy okazji waluta -
1000 filipińskich peso to 62 zł i jak ktoś ma dobry pomysł na
przeliczanie tego, zapraszam.