W poniedziałek odwiedziliśmy jeszcze Garni i Gerhard, bardzo nieodległe
miejsca od Erewania, cena marszrutek tak niska, że po raz kolejny
pomijalna w budżecie. Do Gerhard (monastyru) trzeba z Garni (świątynia
Heliosa) jednakowoż wziąć taxi (2000 AMD za samochód z godziną
oczekiwania) - przygarnęliśmy do niej napotkanego Australijczyka, który
bez rosyjskiego wyraźnie był na Kaukazie zagubiony. Pełen podziwu jestem
dla takich ludzi, jadą na miesiąc i poddają się tylko dobrym sercom, a
tych rzeczywiście tam wiele, licząc od czasu do czasu na to, że wsiądzie
się w dobry autobus/marszrutkę/inny pojazd. W każdym razie skorzystaliśmy wszyscy, my finansowo, on na świetnym towarzystwie.
Na koniec jeszcze wytwórnia armeńskiego koniaku, leżący obok stadion
narodowy i ambasada Polski - dobre do odwiedzenia, kiedy zobaczyło się w
mieście wszystko, a my tak w Erewaniu zrobiliśmy.
Tytułem podsumowania - bardzo przyjemny kraj na 4-5 lub 6 dni. A nawet
na weekend do Erewania można się pofatygować ze swoją dziewczyną, wielki
świat pokazać...Dużo kontrastów. Z jednej strony rozdawane na lotnisku
karty SIM z ładunkiem do wydzwonienia dla każdego przylatującego,
zbierane odciski palców, a z drugiej wóz z sianem na głównym bulwarze i
kompletna bieda poza stolicą, zawsze podsumowywana słowami - "za
Breżniewa to się żyło" i nieśmiertelne - "kraj niebogatyj, ale ljudzie
charoszyje"... Nawet Łukasza po rosyjsku nauczyli :)
Piatkowy wieczor w Sewaniu mogl zakonczyc sie bardzo tragicznie, a
mianowicie sasiedzi z konterka obok zaprosili nas na armenska wodke i
afganskie papierosy. Ci goscie naprawde (razem, jak naucza Marta) za kolnierz nie wylewali, wodke
pili z plastikowych kubkow, ale glupi nie byli i mieli do tego wiaderko
nozek z kurczaka. Nawet ja, ktory nie pali i nie pije, zapalil i wypil,
na szczescie asertywnosc mamy wysoka i odeszlismy w pokoju na zasluzony
odpoczynek, obiecujac, ze "jutro taka impreze zrobimy, ze z krzesel
spadna", slubujac przy tym dozgonna przyjazn polska-ormianska. Nie bede
przez grzecznosc komentowal spania z pluskwami na brudnej poscieli, za
ten najtanszy w Armenii nocleg musielismy zaplacic 4000 dramow (ok 35
zl).
Rano odjazd cichaczem, zimno, bo to gory, mieszanym transportem do okolicy polnocy
Armenii, gdzie znajduja sie 2 piekne monastyry, oba na liscie UNESCO -
Haghpat i Sanahin. W Armenii podrozuje sie bardzo przyjemnie i tanio - z
Sevania do Dilizanu wzielismy swoja taksowke (35 km - 12 zl/os), z
Dilizanu do Varadzonu (40 km) dzielona na 4 osoby za 6 zl od sztuki, z
Varadzonu do Alaverdi marszrutke za okolo 4-5 zl, potem kolejna
marszrutke do Haghpat (1,50 zl) i w koncu wlasna taksowke do Sanahin za 8
zl od glowy. Ceny te mozna obnizac prawie bez konca, do tego stop
dziala swietnie, o czym moglismy sie juz 3-4 razy przekonac, serca ludzi
sa wielkie, tak jak i benzyna tania. Generalnie standardowo - jak juz
puscisz sie w podroz, to miejscowi nie pozwola ci nie dojechac na
miejsce.
Co do monastyrow - wszystkie pochodza z okolo X - XI wieku, usytuwane w
wysokich gorach, nie ma w nich zywej duszy, czasem zakreci sie zablakany
polski turysta, czasem wychyli glowe ormianski duchowny, wejscie
bezplatne, wiatr hula i tylko USAid utrzymuje je jakos w pozycji
pionowej. Generalnie bardzo przyjemnie.
Na wieczor dojechalismy do Erewania. Piekne miasto. Naprawde. Nie ma w
tym cienia ironii. Niech sie schowaja Ci, co na Gruzje, Armenie i
Azerbejdzan pomstuja. Tu jest czasem bardziej zachodnio niz w Polsce,
nawet metro maja! (40 gr za przejazd, skromne, bo 4 stacje w centrum,
ale jednak). Ruscy jak juz cos budowali, to z rozmachem. Szerokie
bulwary, elegancy milicjanci w drogich samochodach, markowe sklepy,
kawiarnie, widok na Ararat (5100 m n.p.m), szkoda, ze akurat w chmurach.
Bardzo eleganckie kobiety, Lukaszowi az glowe chce wykrecic, kiedy sie
za nimi obraca. Dobrze, ze jestem z nim i czuwam, ten chlopak potrzebuje
przewodnika.
Mieszkamy u cioci Galiny. Poszlismy do kwatery, ktora
wynajmuje mieszkania, bo tu bedzie nasza baza do konca, a oni mowia, ze
dwie ulice dalej bedzie czekala pani, ktora nas do takiej kwatery
zaprowadzi. Nie powiedzieli tylko, ze bedzie tez z nami mieszkac! Tak
wiec od razu nas pokochala i mowi: "wy bedziecie moje wnuczki, a ja
wasza babcia"! Bawimy sie wiec w dom, ona nas rano budzi, bo na 10ta
idzie do pracy w muzeum, na stole czeka juz lawasz, czyli tutejszy
chleb, szynka i salatka z pomidorow i ogorkow. Do tego oczywiscie
czarna, turecka kawa (BTW ona tez nienawidzi Turkow). Potem wyjazd i o
16 najwczesniej mozemy byc back, oczywiscie kluczy nie mamy :)
Mieszkanie wypisz wymaluj lata 80te w Polsce - zapraszam do zdjec.
Lukasz spi na wersalce, ja na materacyku, placimy za ta przyjemnosc 6000
dram od osoby. To Erewan, tu prawie nie da sie znalezc innego,
przyzwoitego noclegu! Zainteresowanym kontaktem z bacia Galina podam
telefon.
Dzis Eczmiadzyn, czyli siedziba katolikosa, gdzie przechowuja wlocznie,
ktora przebito bok Chrystusa... tak....
No i Khor Virap, tez poza Erewaniem, zdjecie, ktorym firmowalem ta
relacje, monastyr na tle Araratu (oczywiscie go nie widac, w chmurach,
ale to klatwa swietych gor, ktore staja na naszej drodze, Fuji widzialem
tylko ja, Damian i Lukasz przespali, a kolejne podejscia pod Fuji konczyly sie
tez chmurami). To smutne, ze swieta gora Ormian jest w Turcji.
Wyobrazacie sobie Kasprowy Wierch na Slowacji?? Generalnie na takie 2
wycieczki wystarczy 10-17, potem spotkanie z kolejnymi Polakami w
Erewaniu, ktory zamierzamy eksplorowac do poznych godzin wieczornych...
Mile, przyjazne i tanie panstwo. Prawie jak ze spotow Platformy.
O godzinie 2 w nocy czasu polskiego, a 5 nad ranem czsau armenskiego, dotarlismy z poczciwym (nie)Lotem do Erewania. Slynaca dawniej z chamstwa obsluga byla tym razem mila jak misie koala. Podano do stolu, zgaszono swiatlo i wyladowano. Na plycie lotniska czekal na nas rzadowy Jak w barwach Rzeczpospolitej Polskiej - to minister Sikorski przylecial przygotowac Ormian na nasz przyjazd. Przejscie przez bramki bezbolesne - 3000 AMD (8 USD) za piekna wize na cala strone w paszporcie, nastepnie tradycyjne przywitanie przez miejscowe lobby taksowkowe - tym razem wygral pan, ktory zaproponowal cene 4000 AMD (1000 AMD=8 zl) za transport nas dwoch do centrum. Rynkowa cena to 5000 AMD, on za swoja piekna postawe zostal nagrodzony przez los - po drodze zgarnelismy jakiegos przyjaciela, ktory dolozyl od siebie jeszcze mu 2 tysiace. Co robic o 6.30 w centrum tak pieknego miasta jak Erewan? Dosypiajac na murku dworca autobusowego czekalismy na odjazd marszrutki w kierunku jeziora Sewan - 70 km na wschod od Erewania. Marszrutka odjechala po zapelnieniu, a zajelo jej to 3 bite godziny, w tym czasie cwiczylismy jezyk rosyjski, bez ktorego tu slabo. Ja przypominalem sobie czasy, kiedy bylem szkolnym prymusem, Lukasz uczyl sie zupelnie od podstaw, po kilku godzinach swietnie dogaduje sie z juz z miejscowymi. Poznalismy bardzo mila pare z Warszawy, wspolnie oddalismy sie inteligentnej konwersacji na temat Kaukazu, pojechali gdzies na poludnie, ale w niedziele zapraszaja nas na wystawny obiad w Erewaniu i to cieszy.
Niestety, ale marszrutka i jej trasa wymknela sie nam spod kontroli, jednak wspolnymi silami dojechalismy do pieknego monastyru nad brzegiem jeziora, gdzie pozegnalismy milych towarzyszy. W srodku niczego stoi monastyr, to pierwszy z tysiaca monastyrow na trasie naszej podrozy, bo Armenia stoi nimi jak Plac Pigalle kasztanami.
Szybka drzemka na plazy na lawce i zlapalismy stopa - Kamaza. Kierowca o wygadzie czeczenskiego mudzachedina tlumaczyl nam kogo nalezy lubic, a kogo nie. I tak, lubic nalezy Azerow, Rosjan i Iranczykow, zli sa Gruzini i Turcy. Polska ocien harasza. W kazdym razie stop w Armenii dziala i ma sie dobrze, zlapalismy go w jakies 5 minut.
Aktualnie jestesmy w miejscowosci Sewan i nie oszukujmy sie - Armenia to nie jest widokowo Nowa Zelandia czy Austria, a Erewan to raczej nie Paryz :) 500-600 zl za bilet tutaj to chyba maksymalna, rozsadna cena... Ale ludzie sa mili i dobrzy, a to przeciez najwazniejsze! Ich modne stroje z poczatku lat osiemdziesiatych, polaczone z przasnym krajobrazem chylacego sie ku upadkowi Zwiazku Radzieckiego powoduje, ze na razie czujemy sie tu jak nasi rodzice na podrozy poslubnej nad Morze Czarne w 1981 roku.
Pierwszy noclego przed nami - klimatyczne kontenery nad brzegiem jeziora w Sewaniu za 30 zl od osoby. Dzieci w domu dziecka maja lepiej.
Mam nadzieje, ze jutro zobaczymy cos wiecej niz monastyry, ale moge sie mylic :)
Rozpocznie się o godz. 17.15 dziś pociągiem IC do Warszawy. Planowany uroczysty wjazd na Dworzec Centralny - 19.45. Daliśmy PKP 1,5 h zapasu. Jeśli weźmie nawet minutę więcej, naszą podróż szlag trafi i idziemy na wojnę. Wylot o 22.30, bezpośrednio Warszawa - Erewań i znów nasz monopolista, tym razem lotniczy. 3 godziny zegarki do przodu i już o 4.55 lądujemy w tym pięknym mieście. Tyle na razie wiadomo.