Do Andaluzji jak większość w tamte rejony tego lata wybraliśmy się z Ryan Air. Malagę od razu ominęliśmy gdyż to miasto nie ma za wiele do zaoferowania. Pojechaliśmy więc do miejscowości o nazwie Nerja. Małe miasteczko z przyjemnymi plażami i pięknym Balkon de Europa na którym pełno spacerowiczów, lodziarzy, itp. znaleźli się tam również Peruwiańczycy grający na instrumentach – nie pytałem czy to Ci sami co pod bramą floriańską w Krakowie :D. Jako ciekawostkę podam iż mieszkaliśmy w hostelu prowadzonym przez ukraińskie małżeństwo(po 50-siątce). Jedliśmy tam najlepsze Tapas, polecamy również restauracje w których za butelkę wina płaci się tylko 2 lub 3 EUR – a wino jak w Polsce za 30 PLN.
Plażując i odpoczywając spędziliśmy tam 3 dni, następnie udaliśmy się do Alhambry w Grenadzie. Warto wcześniej zrobić rezerwację by uniknąć stania w długiej kolejce – bilet można pobrać z automatu po włożeniu karty, którą się go opłacało – najszybsza opcja. Alhambre polecamy miłośnikom alabastrowych mozaiek – aczkolwiek nas nie urzekła za bardzo. W Grenadzie spędziliśmy noc – najtańsza ze wszystkich, w sercu starówki. Miasto bardzo przyjemne, podobno można tam Sokratesa spędzić (polecam), my włóczyliśmy się po najstarszych dzielnicach dobrych kilka godzin.
Kolejny dzień to kolejne miasto, tym razem Sewilla – polecamy panoramę z katedry. Spacerowaliśmy wąskimi uliczkami kilka godzin i niestety prawie z głodu zesłabliśmy gdyż wyjątkowo restrykcyjnie tam kontrolowano czas siesty.
Przed wieczorem pojechaliśmy na południe do Tarify – centrum surfingu i kobiecych obozów serferskich, o których z taką nostalgią Jacek i Michał wielokrotnie wspominają w pauzie podczas długich rozmów :). Tarifa to miasto wiatru – wieje cały czas i bardzo mocno. Farmy wiatraków są nieodłącznym elementem krajobrazu. Nocleg, który tam mieliśmy był najbardziej klimatyczny – dom pośrodku pustkowia z arabskim wnętrzem. Do tej pory wspominamy te ciepłe wieczory, ser i wino. W Tarifie również natrafiliśmy na Maryjną procesje, którą ubarwił udział ponad 200 koni.
Po dwóch dniach lenistwa udaliśmy się do Gibraltaru, gdzie odbyliśmy obowiązkową wycieczkę kolejką na górę. Widok bardzo przyjemny, trzeba uważać tylko na agresywne mały, które jak tylko zobaczą coś do jedzenie to nie odpuszczą do momentu jego odebrania.
W drugiej części dnia zobaczyliśmy również Rondę – kolebkę Corridy. Dojazd do miasta to niekończące się serpentyny i piękne widoki.
Na tym zakończyła się planowana część wyjazdu, zwiedzanie Madrytu zapewnili nam francuscy kontrolerzy lotów, którzy uziemili samoloty Ryan Air w bazach pod Paryżem. Ostatecznie do Katowic dolecieliśmy tylko z 18 godzinnym opóźnieniem.