WYPRAWĘ ŁUKASZA PILCHA DO CZARNOGÓRY SPONSORUJE FIRMA ABB
Czarnogóra to nie tylko plaże, a ekstremalne nic nie robienie czasem należy przerwać i wrócić do ciężkiego życia w trasie. Na pierwszy ogień rzucona została stolica, miasto o pięknie brzmiącej nazwie Podgorica. Kiedyś miasto nazywało się zdecydowanie gorzej. Na cześć jugosłowiańskiego socjalisty miasto cierpiało nazwę Titograd. Zastanawiam się, jak Josep Broz dopuścił by tak nieatrakcyjne miasto nosiło jego imię. W samym mieście nie ma nic godnego uwagi, największym zabytkiem jest wieża zegarowa, Podgorica zasługuje na to by być nazywaną Bratysławą Bałkanów.
Później na szczęście było już tylko lepiej. Bardzo miłym miejscem na wieczorny spacer jest Stary Bar. Ładnie zachowane kamienne miasto z nieźle zachowanym akweduktem. Warto również zatrzymać się w "Świętym Stefanie" na małej wysepce. Znajdują się tam świetnie zachowane średniowieczne domki z luksusowym wyposażeniem oraz najdroższy hotel w okolicy 1500 euro za noc, nie zatrzymaliśmy się tam tylko dlatego, że nie było miejsc. Spotkać tam można celebrytów znanych z Pudelka. Piękny widok na "Stefana" jest z punktu widokowego usytuowanego przy głównej drodze.
Zdecydowanie najpiękniejszym miejscem w Czarnogórze jest Kotor. Miasto, które podejmuje rękawice walki z Dubrownikiem o miano najładniejszego na całym wybrzeżu. Otoczone z trzech stron górami i z czwartej Zatoką Kotorską, a pięknie zachowana średniowieczna starówka otoczona jest grubymi murami. Wewnątrz murów, wśród plątaniny uliczek odnaleźć można wiele pięknych cerkwi, kościołów i pałaców. Polecam wypicie czegoś zimnego na jednym z placów i odpocząć po ciężkiej wspinaczce do twierdzy ponad miastem (ponad 1400 schodów, ka-ta-stro-fa).
Hitem nad hity jest jednak droga widokowa z Kotoru do Cetinje. Kręta, wąska z magicznym widokiem na miasto i zatokę. Klasa światowa.
Pierwsze dni w Czarnogórze upływają pod hasłem nic nie robienia, czyli tytułowego wypaczynku.
Zamieszkaliśmy w miejscowości Ulcinj,i najbardziej wysuniętym na południe miesteczku Czarnogóry. Bardzo miła wioska z tzw. małą piaszczystą plażą 375 m długości. Bardzo łatwo tu o godne miejsce do mieszkania. Ceny kształtują się od 8 euro za osobę / noc. My zamieszkaliśmy w apartamencie 120 metrów od plaży, mającym wszystko co potrzeba, łącznie z klimą za 11 euro. Ogólnie ceny w Czarnogórze sa dosyć przystępne i niewiele różnią się od polskich. Pierwsze dni spędzamy na plażach. Zarówno teł małej, w centrum miasta, jak i na największej plaży Czarnogóry, zwanej Vielika. Są tam takie plaże jak Miami, Safari czy nawet Copacabana, którą to globtroteria odwiedza trzeci raz w tym roku, po Boliwi i najsłynniejszej brazylijskiej. Na plaży warto zainwestować w leżaczek wraz z palmowa parasolką, taki zestaw po lokalnemu nazywa się suncobran i kosztuje 6 ojo za dzień.
Na koniec warto wspomnieć o bałkańskiej modzie plażowej dla modnych, młodych dresików. Otóż na plażę ubieramy dwie warstwy ubrania. Pierwsza to bokserki z nazwiskiem znanego projektanta, np Dolce Gabana albo Gdżiordżio z Armenii, czy innej prady na pasku. Następnie ubieramy właściwe spodenki kąpielowe, ale tak, żeby w żaden sposób nie przykryć napisu z bokserek.
Wiecie, że na plaży w Czarnogórze jest necik ? Ale reglementowany, pół godziny dziennie. W nastepnym odcinku zwiedzanie Czarnogory, w tym Podgoricy, o której powiedzieć, że jest dramatyczna to wielki komplement.
Pierwsza ze stolic na liście to Budapeszt. Bywaliśmy w nim
wielokrotnie, postanowiłem jednak zorganizować szybkie zwiedzanie. Jako że była 4 rano, nie było potrzeby wysiadania z samochodu, pod wszystkie
atrakcje spokojnie można podjechać przecież!. Miasto by night, nawet takie jak cieniutki
Budapeszt, ma swój niepowtarzalny klimat.
Celem numer jeden tego dnia była jednak inna stolica, Sarajewo (13 godzin drogi z PL) czyli to Bośnia i Hercegowina. Bardzo dziwne to miasto, a przez to i
ciekawe. W ostatnich latach głośno było o nim wielokrotnie. Najpierw w
1984, gdy było organiaztorem olimpiady zimowej. Święta sportu nikt tu już
nie pamięta, a obiekty sportowe zostały zniszczone lub zdewastowane
kilkanaście lat później. Bośnia nie ma ropy (to zbyt wielkie uproszczenie, Afganistan też nie ma jej za wiele... - przyp. JG), więc cały bogaty świat miał
tę tragedię bardzo głęboko. Sarajevo było oblegane przez ponad 3 lata.
Odcięte od dostaw wody czy jedzenia. Regularnie ostrzeliwane z
pobliskich wzgórz. Skutki tragedii pokazują ślady
po kulach na wielu budynkach oraz wszechobcne cmentarze.
Samo miasto na dzień dzisiejszy jest godnym miejscem na krótki
popas. Mieszanka arabsko-europejska, wąskie uliczki starego miasta i
wszechobecne stoiska na głownym bazarze miejskim Bascarsija z
podrabianymi torebkami lui viton powodują, że miasto przypomina mi
troszke Stambuł, tylko że w górach. Taka jego uboższa wersja. Warto zaglądnąć do meczetu
Gazi Husrev-bega czy zjeść lokalne żarcie, znane na bałkanach
cevapcici.
Drogi w Bośni zasługują na osobny akapit. Panuje na nich dosyć spory
ruch, bardzo chętnie poruszają się nimi traktory i inne wozy drabiniaste, nie przekaraczajace predkości 30km/h. Wszechobecne są stacje benzynowe i za
każdym zakrętem policja. Dostałem od nich nawet prezent. I nie był to
mandat. Piękna apteczka z plastrami i bandażami (spowodowałeś wypadek ?? - przyp. JG).
W nastepnym odcinku Czarnogóra, w której od kilku dni stacjonujemy w miejscowości Ulcinj, gdzie apartamenty kosztują po 11 euro od głowy. Powrót do nich pozwala nam odpocząć po całodniowych katuszach na plaży, gdzie leżymy i wykonujemy inne trudne czynności.
JG: Łukaszu, jakieś praktyczne informacje, gdzie zatrzymać się w Sarajewie ?