Pojawiła się ostatnimi czasy zaskakująca moda na Gruzję. Niedługo ciężko będzie znaleźć wśród znajomych, którzy mają ręce, nogi i komputer albo smartfon do zabukowania biletów, kogoś, kto nie wypił wina na starówce (jest coś takiego?) w Tbilisi i kto nie przespacerował się po górach (albo pod górami) Kaukazu. Istnieje również widoczny związek z Marcinem Mellerem, słynnym byłym naczelnym "Playboya", który w skądinąd fajnej książce "Gaumardżos" opisuje "gdzie my to nie byli, co my to nie robili i z kim my to nie pili" (Meller w Gruzji wziął ślub). Przyjrzyjmy się tej tendencji.
Pierwszym powodem jest fakt, że rzucono ostatnio ludowi tanie bilety w tamtym kierunku. Wizzair lata po 2 razy w tygodniu do Kutaisi z Katowic i Warszawy, w sezonie letnim pewnie po 4. Dodatkowo LOT prawie codziennie pojawia się w Tbilisi, do tego często można przelecieć się Dreamlinerem. Polacy, zresztą, jak Amerykanie, Anglicy i inne kultury konsumpcyjne uwielbiają brać, co się pojawi na wyprzedaży (a Gruzja pojawia się ciągle) i lecą! Pojawią się tanie bilety do Mołdawi albo na Białoruś - też polecą.
Po drugie - znudzeni Tunezją, Egiptem, Turcją, Marokiem, czyli kierunkami, gdzie można się było za 1000-2000 zł nabzdryngolić z zaprzyjaźnioną parą Januszy z Bytomia, szukają nowego wyzwania, koniecznie egzotycznego. Gruzja to naturalny kandydat.
Po trzecie - usłyszeli, że od czasu Ś.P. Lecha Kaczyńskiego, Polacy są tam traktowani jak bohaterowie i kocha się w nich cały naród. Trzeba jechać i jako przedstawiciele Szlachty z Unii Europejskiej dać ucałować pierścień i koniecznie pokazać wyższość nad "czarnuchami z Kaukazu", jak nazywa się ludność z tamtych rejonów w Moskwie.
Po czwarte - jedzie tam grupa autentycznie dobrych ludzi, którzy kochają góry, a jest co na Kaukazie oglądać, najwyższe szczyty Gruzji mają powyżej 5000 m.
Po piąte - usłyszeli o dobrym winie gruzińskim (dobrym bo tanim?), a na pierwszej randce w czasach studenckich byli w Gruzińskim Chaczapuri i dobrze im się kojarzy, bo też było tanie.
Po szóste - bo byli już wszędzie i chcieli odwiedzić 79 kraj ! (to ja ;) )
Lądowanie w Kutaisi, 2h40' lotu, lotnisko o dużej swieżości, sprzed kilku lat, kameralne, obsługuje po 2-3 loty dziennie. To nie Unia, mimo tego celnicy wpuszczają na dowód, ale chętnie wbiją też do paszportu pieczątkę na życzenie miłych turystek z Polski. Nikt nie wymaga wiz, jak to dzieje się niestety w sąsiednim Azerbejdżanie, do którego Wizz też lata (z Budapesztu).
Pierwsze zetknięcie z gruzińskimi cenami. Marszrutka (busik) do Kutaisi (15 km) kosztuje 5 lari - 9 zł. Lepiej pogrupować sie w czwórki czy piątki i pojechać taksówką (20 lari), która rozwiezie wszystkich kursantów do hotelu w Kutaisi. Inną opcją jest bezprośredni przejazd do Tbilisi z lotniska (230 km), ale nie polecam przy lądowaniu o 22.
W każdym razie Kutaisi to typowe poradzieckie miasto, w którym na skrzyżowaniach można spotkać krowy, straszy wielka płyta odziedziczona po ZSRR, a 1 stycznia znalaźliśmy jedną otwartą knajpę, zresztą serwującą pizzę i spaghetti. Na Trip Advisor widzę w Kutaisi 4 lokale i to by się zgadzało z zastaną rzeczywistością. Hoteli tam więcej, większość powstała po otwarciu połączeń Wizzaira, podejrzewam, że w dawnych czasach były 4 dyżurne babcie, które wynajmowały swoje mieszkania turystom (vide Erewań). Te hotele za 20-30 zł/os zawsze warto zabukować przez booking.com
Mają jednak kolejkę linową, co prawda wjeżdża ona na górę pokroju tej w Parku Jordana, ale my nawet takiej nie mamy... W sumie 2 godziny i wystarczy by stać się wielkim znawcą tego miasta, w którego tle widać Kaukaz.
Mnie najbardziej zafascynowało tankowanie 4 VIPowskich LandCruiserów, które obstawiało 10 ochroniarzy z karabinami maszynowymi, ale nie dane było mi się dowiedzieć od nich kogo tankują, nie chcieli rozmawiać z prasą.
Obok Kutaisi są ciekawe 2 monastyry (Gelati i Motsameta), zalecam taksówkę za 20 lari (36 zł), która załatwi nam oba i poczeka i jeszcze coś tam w bonusie dorzuci (no. katedra), jak już wszystko w pięknej Gruzji zobaczymy i będziemy mieli czas to zdobądźmy je z buta.
W Gelati zaprzysięgał się przyjaciel Kaczyńskiego, czyli Michaił Saakaszwili, ale uprzedam, że monastyrów w Gruzji i Armenii jest dużo, ładnie zachowane nawet z X-XII wieku, zdążycie się nimi nacieszyć.
Ogólnie na plus.
Z Kutaisi to byłoby na tyle, stamtąd na zachód tylko nad Morze Czarne (moi wszyscy ludzie zaraportowali wielkie rozczarowanie) albo do Mestii w Swanetii (ale to prawie cały dzień jazdy), gdzie jeszcze niedawno grasowały bandy rodem z Dzikiego Zachodu, ale pewnego dnia Michaaił Sz wysłał tam gruzińskich komandosów i od tego czasu wszystko dobrze się toczy z widokiem na Uszbę (prawie 5 tys. m. n.p.m.). Mestia to region pięknych wież z kamienia i momentami 9 metrów śniegu.
Na wschód od Kutaisi pierwsze jest Gori (2h jazdy). Miejsce urodzenia wielkiego zucha, jakim był Stalin. Uczęszczał nawet tutaj do seminarium, jedna z wersji zasłyszanych jest taka, że nie starczyło mu pieniędzy na zakończenie nauki, więc zajął się bandyterką i rewolucjami. Niemcy raczej nie chwalą się Hitlerem, nad bunkrem, w którym niby zginął (a nie żyje do dzisiaj przypadkiem z Elvisem w hippisowskiej komunie w Argentynie?) stoi sobie dziś przyblokowy parking żwirowy, Stalin ma w Góri na głównej alei (oczywiście Stalina), muzem, a w nim chatkę, w której się wychowywał na dobrego towarzysza i wagon, którym niczym Kim Dzong Il podróżował po świecie. Przejęte krajanki oprowadzają o nimi i raportują go jako wyzwoliciela Europy spod jarzma Hitlera, nie wspominając przy tym ani słowem o gułagach, głodzie na Ukrainie, wycieczkach na Syberię, itp. Bez Stalina Gori byłoby zerem, a tak to jest tylko czymś w okolicy zera, nie dziwota, że kurczowo kontynuują tu kult, wycieczki przyjeżdżają i przywożą dolary. Obok Gori jest skalne miasto Uplistysze i zdecydowanie warte jest 20 lari za taksówkę, która zawiezie i poczeka i wróci. Jedno z trzech głównych skalnych miast w Gruzji, kolejne to Wardzia i Dawid Gareja, w zasadzie można wybrac 1-2 z nich i będzie człowiek zadowolony.
W Gori zatrzymały się wojska radzickiego w 2008 roku w czasie wojny z Gruzją, do historii You Tube przejdzie filmik, na którym Rosjanie zachwycają się warunkami panującymi w lokalnych koszarach (które notabene odbudowano od tego czasu i dumnie stoją przy autostradzie do Tbilisi). Miła pogawędka z panem taksówkarzem, oczywiście w rosyjskim narzeczu, którego nauczyłem się w Nowodworku, tradycyjnie o czasch, kiedy był w armii (na potrzeby tej rozmowy też byłem w armii) i bzykał polskie czołgistki na wspólnych manewrach państw zaprzyjaźnionych na poligonie w Kazachastanie, a w ogóle za ZSRR to fajnie było i nie lubi Saakaszwilego, bo za jego czasów za bardzo przykręcono śrubę (dzięki tej ostrości Gruzja ma jeden z najwyższych na świecie współczynników zaufania do policji (nieskorupmowanej), bezpieczne ulice i wolnośc prasy i słowa, i tylko 2 McDonaldy w stolicy).
Z Gori do Tbilisi pędzi autostrada, długości tej z Krakowa do Tarnowa, wybudowana w 2 lata (nie chce mi się liczyć ile trwała budowa naszej i na ile dziesiąt pododcinków otwieranych przez prezydenta było to podzielone), po drodze warto zboczyć do Mtskhety (busik może wyrzucić przy austradzie, skąd można dojść albo podjechać taksówką), gruzińskiego Watykanu, z dwoma sympatycznymi katedrami i monastyrami (Svetiskoveli i Jvari), gdzie spotkaliśmy ambasadora USA (amator, nie chciał rozmawiać, kiedy chcieliśmy pozdrowić od nas Pana Barraka Obamę) w swoim lekko pukniętym GMC.
Tbilisi - impreza na 1 dzień. W kotlinie mieszanka monastyrów, wielkiej płyty, budowli ze szkła i żelaza, w tym słynnej kładki-podpaski i nowego Pałacu Prezydenckiego wybudowanego w środku dzielnicy slumsów. Kolejna kolejka linowa prowadzi do Matki Gruzji, która w jednej ręce trzyma miecz dla przyjaciół, a w drugiej róg z winem dla wroga, albo na odwrót. Wyjazd kosztuje tyle, ile przejazd metrem, czyli 1 PLN. Sam Sylwester jak to Sylwester. O północy fajerwerki takie jak te krakowskie, bo pewnie przypłynęły tym samym kontenerem. Knajpy pozamykane, żadnych wielkich balów tam nie widziałem, społeczeństwo wydaje się jeszcze biedne, więc skupiło się z nami pod chmurką.
Kuchnia - może być, ale pamiętajmy, że mówimy tutaj cały czas o chaczapuri, czyli placku z serem, najczęściej też z jajkiem i chinkali, czyli pierożkiem z mięsem, z reguły z sałatką ogórkowo-pomidorową. Niezbyt wykwintnie, prawda? Znam osoby, które wracały po dwóch tygodniach z obłędem w żoładku i nigdy więcej nie wzięły pieroga do ust. No dobra, proste, ale całkiem smaczne.
Narty - http://www.gudauri.info - to jest naprawdę kurort na światowym poziomie. Wyciągi doprowadzone do ponad 3 tysięcy nad poziom morza, z widokiem na 5. 120 km z Tbilisi, można spokojnie zamówić transport busikiem z lotniska powiedzmy za 150 zł za cały busik. Tygodniowy karnet to około 70 euro, zamieszkać można pod stokiem w ośrodkach w stylu francuskich Alp. Do dyspozycji jest heliski, to pozostałości starej kaukaskiej tradycyji, kiedy piloci helikopterów radzieckiej armii lecieli za flaszkę na szczyt (nie było wtedy jeszcze wyciągów).
Zalecam LOT do Tbilisi, jest bliżej, powstały już polskie patenty, lecąc na przykład w 2 sztuki, jedna może nadać za darmo narty, druga buty, a reszte wziąć do podręcznego. Z Wizzairem jesteśmy narażeni na kilkusetzłotowe dopłaty, choć napewno godziny lądowań są bardziej korzystne, ale i trzeba dołożyć 200 kilometrów. Kalkulatory w dłoń, odpalamy wizzair.com i lot.com i lecimy.
Podsumowując - jest miło i sympatycznie, ale przyszłości Tajlandii nie wróżyłbym temu miejscu. 9/10 daje jednak górom. To co można tu zobaczyć już kilka lat temu widziałem w Armenii, którą Gruzini gardzą, uznająć za biedny i zacofany kraj.
Wyjazd oficjalnie zamykamy. Na pożegnalny bankiet przyjdzie czas, choć jeden odbył sie już w knajpie Polaka na gruzińskiej pustyni, jak określił to Nino, mimo że w Gruzji oficjalnie pustyni nie ma. Chodziło prawdopodobnie o lokalne zadupie. Jest w naszym kraju tak źle, że ludzie wyjeżdżają robić biznesy do Gruzji i sprzedawać tam Chaczapurii. Znośnie w tej Gruzji, ale w zestawie Kazbeg + 4,5 dni. Przedłużony turnus to ponoć katusze, drugi tydzień zabił kompletnie radość z pierwszego. Ceny powoli robią się porównywalne do polskich, a czystość ponoć jest na poziomie indyjskim, z towarzyszącymi w wielu miejscach Polakom krowom i warchlakom. Jak powtarzam - Nino to kompletny defetysta, więc uważajmy co mówi, ale wiara w jego słowa też ważna jest. Jedno się zgadza - dalej bardzo kochają Polaków, kraj jest bezpieczny, a policja nieskorumpowana, co jak na obszar byłego ZSRR jest zawsze miłą niespodzianką.
Uwagi można mieć do lotu Wizzaira, któr z Katowic wylatuje o 1 w nocy, wracając o 7. 2 skrajne noce więc w plecy, co odbija się zawsze na odbiorze wycieczki.
Może Nino zda jeszcze końcowy raport, zobaczmy w międzyczasie na pierwsze na zdjęcia.
Grupa powoli szykuje się do nocnego powrotu to Polski. Na naszą platformę nadeszły zdjęcia Michała H. z Tbilisi Beach Club! Jak to mówił klasyk - niech Państwo żałują, że Państwo tego nie widzą!
NIE
19.00
Kolejna smutna opinia Nino Romka - od 2 tygodni na ulicach Gruzji nie spotkał żadnej interesującej obywatelki tego kraju. Rzeczywiście, na szczycie Kazbegi mogło być ciężko, ale jeśli taka sytuacja nie nastąpiła w Tbilisi... nie brzmi to dobrze!
12.00
Druzgocąca opinia Nino Romka. Ale Ci co go znają, przyznają, że to ogromnej klasy defetysta.
"Nie ma o czym pisać...właściwie poza wyjściem na Kazbek, to Gruzja to słabizna....nie wiem nad czym Ci Polacy pieją....wracamy do Tibilisi dzisiaj...oddajemy samochód.. i do jutra wieczór czekanie na wyjazd na samolot...chyba w całej tej modzie na Gruzje gra efekt braku zdolności do przyznania się, że się źle wybrało... i tak to się napędza"
Jak to można skomentować ? Romek dotychczas zachwycony był tylko USA, resztę uważa za marne namiastki. Byłbym ostrożny w stosunku do jego opinii, mi Armenia się podobała, nie sądzę, że Gruzja odstaje znacznie in plus czy in minus. To nie Somalia i Antarktyda graniczące ze sobą. Ale dotknął on poważnej sprawy - ludzie nie potrafią się przyznać do złych wyborów. Będą do znudzenia opowiadali, że na 2 tygodniowych wczasach w hotelu w Tunezji przeżyli przygodę swojego życia, że Tatry to najpiękniejsze góry na świecie i że może nie było zbyt pięknie, ale Ci ludzie.....
www.globtroteria.pl - mówi jak jest ! ;)
PIĄ
13.00
Nino Romek spaceruje po górach i dolinach Kaukazu, myśląć o tym, jaki ten świat jest niesprawiedliwy.
CZW
15.00
Kolejne zdjęcia z przekraczania niebezpiecznego wąwozu!
13.00
Grupa ruszyła z wczasów nad Morzem Czarnym i przemieszcza się w kierunku Mestii. Ciągnię ich do gór, bo Mestia leży w Kaukazie. Po drodze napotkano pewne problemy w wąwozie, ale grupa operacyjna oczyściła przejazd. Generalnie trzeba dziś dotrzeć na wysokość 1500 m n.p.m.
ŚR
14.00
W tak zwanym międzyczasie ta bardziej ułożona część udała się do Grecji, a dokładniej na Kretę i Santorini. Może Wam się to przyda, więc kilka praktycznych informacji od Szymona i Doroty:
Kryzysu w Grecji na wyspach nie widać. Mieli go tutaj w 2008 i w 2009 roku, teraz turyści wrócili, przywieźli dutki i biznes się kręci. Ceny poszły w górę, trzeba jakoś dziurę budżetową i dług publiczny zasypać.
Przystawka to około 3-6 euro, danie główne od 7 do 15, piwo i driny od 3 do 6, czyli podobnie jak na Cyprze. I to wszystko w lokalnych tawernach, a nie restauracjach dla mas z kontynentu. W sklepach też ceny wysokie, wyższe niż w Austrii w sezonie zimowym, a Szymon się zna, bo był w tym roku tam ze 3 razy. Na Santorini trzeba doliczyć jeszcze 30%, ale tam biedota nie jeździ.
Zawsze można obronić się kebabem w picie, od 2,5 euro.
Szymon rekomenduje hotel w Oia na Santorini - Katikies. Cena, uwaga, uwaga, 7 tysięcy za noc, spada do 4 tysięcy euro za noc w sierpniu. Oczywiście powtarzam, euro.
Kreta i Santorini zawalona samochodami, motorkami, pandami, skuterami. Leniwi ludzie Ci Grecy, ale o tym już wszyscy wiedzą.
Oia i Fira - zapamiętajcie te nazwy - mityczne białe domki z niebieskimi basenami, na czarnym klifie. To see before die. Reszta niezła, ale Oia i Fira...
Co do samej Krety... sugerują Zachód i plaże (Balos i Elafonisi), Heraklion i Knossos w centrum dla miłośników starożytnyh kamieni. Plaża Zorby też reprezentuje wysoki poziom, ale wszystko to można upchać w jednym tygodniu.
12.50
Robi się bardzo ciekawie. Jeden z uczestników wycieczki zabrał firmowe Mitsubishi Pajero i zabrał 3 poznane Iranki w jakieś tajemne miejsce! Oby Święci Ajatollahowie mieli JE w opiece!
11.15
Romek informuje, że najbardziej po Kazbegi, na które nie wszedł, cieszą go w Gruzji fale. Te w Brazylii i na Sri Lance to podobno mały pikuś przy nich!
10.30
Informacje z Batumi są bardzo złe. Tam wciąż pada. To niesamowite jak na wybrzeże Morza Czarnego i lipiec. To nie powinno się zdażyć. Batumi to główny port gruziński i to powoduje, że plaże nie są zbyt atrakcyjne, do tego kamieniste. 120 tysięcy mieszkańców, w 2009 było bardzo źle, ale ostatnio dobudowali Sheratona i Radissona, więc na pewno wkrótce będzie pięknie.
WT
20.00
Romek operuje z gruzińskiego kurortu Batumi nad Morzem Czarnym, o którym już kiedyś bardzo niepochlebnie wypowiadała się Ania:
"Jesteśmy w Batumi...dzisiaj impreza...całkiem fajne Iranki tu operują....będzie dobrze... pół dnia lało, spalismy... regeneracja pocałym tygodniu, który mocno psychicznie nas wykończył...."
oraz: dobrze...pierwszy raz dla młodego Skorupy! ...da radę daej..... będę raportował (to był gryps)
PON
11.30
Nino Romek mówi jak jest! Nie jest zbytnio zadowolony z tej Gruzji! PIsownia w oryginale:
slabizna....wczoraj pol dnia w aucie by zobaczyc kurka jakies skaly etc...dzisiaj podobnie sie zanosi...generalnie naciagana chujnia troche te zabytki.... jak do tej pory to warto tu przyjechac dla zdobycia kazbega plus biesiady z lokalesami...
NIE
23.55
Niestety, ale nie mamy zbyt wielu informacji od Romka. O David Gareja i okolicach pisał już kiedyś Damian. Te bardzo ważne dla narodu gruzińskiego klasztory znajdują się częściowo na terenie Azerbejdżanu, regularnie toczą się o nie kłotnie i dysputy.
Ekipa wypożyczyła wiekowe Mitsubish Pajero i w 7-mkę podrożuje w kierunku David Gareja, czyli kompleksu klasztorów wykutych w skałach, 70 km od Tbilisi. Tam planowana jest niedzielna msza święta.
6.00
Nino Romek kończy clubbing w Tbilisi. Towarzyszyła mu tylko Iza. Romek wyraża żal, że pozostali członkowie ekipy pozostali w łóżkach. Ale pamiętajmy, że Romek odpoczywał przez kilka dni w obserwatorium.
Wyglądało to tak:
SOB
18.00
Ekipa jest już w Tbilisi. Nino Romek zwraca uwagę na koszulki w paski, które Prezes Globtroterii zakłada od wielu lat. wyznaczając trendy, które dochodzą potem na ulice wschodnich stolic. Jest ich tysiące, a nawet setki!
Kilka zdjęć z Tbilisi z czasów bytnośći tam Aleksandra Z.
13.15
Nie było informacji od naszej grupy, w centrali na Pychowickiej spodziewaliśmy się drugiego Broad Peaku, ale w końcu odezwał się Romek:
"Zeszliśmy 2 godziny temu z gór....ciekawe 3 dni poznawiania natury ludzkiej....jestem póki co ja, Haju i Maria, jutro ma zejść reszta....szczyt zdobyli Niedbała, Wolan i Hanys....3 z 7 osób... zeszli jak wraki, a nie ludzie.... wymioty, zawroty głowy, osłabienie"
Czyli tak jak oceniał Haju, zdobycie szczytu oceniał na 50%. Nie mówił tu o składzie, który ma go zdobyć, ale raczej o tym, że całość zespołu zdobędzie go albo nie. Życie pokazało, że magiczną granicę 4500 m nie każdy może tak łatwo przekroczyć, nawet w najlepszych adidasach z decathlonu!
W każdym razie grupa schodzi teraz na niziny i zaczyna się rzeźbienie wśród tysięcy dowiezonych Wizzairem i Lotem polskich turystów.
Okolice szczytu, wg Aleksandra Z, wyglądają tak:
PI
10.15
Sytuacja jest bardzo dramatyczna. Tylko 5 osób na 7 podjęło się dziś w nocy ataku szczytowego. Atak zaczął się o 2 w nocy.
NINO: "2:52...wyruszyli....pogoda niby ok...gwiazdy widać..podjąłem decyzję o pozostaniu w bazie...."
Decyzja została podjęta prawpodobnie ze względu na wrodzony rozsądek Romka, a także na dżentelmeńskie podejście, wiemy bowiem, że w bazie pozostała też jedna kobieta.
O ile wcześnie rano o 6 widok na górę wyglądał tak:
O tyle o 10 rano już tak:
W tym momencie w bazie (3600 m) są 3-4 stopnie i pada deszcz.
Na szczycie mamy około -6, -7 stopni i padający śnieg.
CZW
19.00 (21 w bazie)
Dramatyczna wiadomość od Romka z obserwatorium:
"Wszyscy już śpią ...jutro pobudka 2am.... jedna z dwóch uczestniczek odpadła...nie idzie... rezygnacja ....reszta atakuje....dziś ze stacji meteo nikomu się nie udało"
Z tej wiadomości widzimy, że uczestnikiem targają wątpliwości, ale jest przekonany o swojej mocy. Wszyscy naokoło padają jak muchy, ale on twardo będzie atakował. Doświadczenie zdobyte w Forum procentuje.
Dla niewtajejmniczonych, atak musi rozpocząć się tak wcześnie, ponieważ cała operacja zdobycia szczytu i powrotu do obserwatorium (w którym notabene nie ma bufetu, jak w polskich schroniskach) może zająć nawet 20 godzin. Dobrze osiągnąć punkt, gdzie znajdują się kilkunastometrowe szczeliny koniecznie za dnia, ponieważ jak informuje Olek, za jego bytności na szczycie pojawiła się ekipa z gruzińskiego helikoptera, której zadaniem było odtransportować pozostawione w zimie ciała tych, którym szczelin nie udało się obejść. Tu rzeczeni żołnierze i zwożone ciało.
16.20
Aktualna sytuacja na trasie oczami Romka:
13.00
Tak to wygląda po drodze dziś (znów sięgamy do relacji Aleksandra). Co ciekawe, idąc na Kazbegi lodowecem, w pewnym momencie na dziko przechodzi się na rosyjską stronę. Mamy nadzieję, że rosyjscy pogranicznicy będą łaskawi i nie będziemy świadkami przepychanki na wysokich szczeblach, czego doświadcza teraz pan Snowden.
10.40
Podejście odbywa się zgodnie z planem. Ekipa kręci się wokoło Obserwatorium. Nie mamy informacji, czy w dniu dzisiejszym odbywa się aklimatyzacja czy już atak szczytowy, ale raczej to pierwsze. Tylko nieodpowiedzialni ludzie zdobywają wysokie góry bez aklimatyzacji!
SR
19.00
SMS od NINO: "Meteo zdobyte.... 3600 ....jest kur.a wysilek!"
Relacja jest nad wyraz zdawkowa, ale wołacz użyty w tym krótkim zdaniu pokazuje nam, że uczestnikiem targają silne emocje i chce przekazać nam, że widział ciekawe rzeczy po drodze. Sięgamy tu do relacji Aleksandra raz jeszcze i jego fotografii:
8.00
Ruszają ! Cel na dziś - Meteo (3650 m. npm), startują z 1700 m n.p.m
WT
20.00
Zapada zmierzch nad Kazbegiem. Ostatnia wieczerza.
W mieście, w którym Urząd Bankowy wygląda tak
Widok na miejsce zbrodni (zdjęcia by Aleksander Zoń 2011)
15.00
NINO: "Grupa Nino Romka w składzie Wolan i Niedbaly.... melduje się jako pierwsza w Kazbegi..... zająłem miejsce w 7 osobowym pokoju z pianinem!"
14.00
Mamy informację od naszych Orłów. Samolot Wizzair został postawiony na gruzińskiej ziemi w Kutaisi (bez skojarzeń proszę) o 6 rano gruzińskiego, czyli o 4 czasu polskiego. Matematyka da się lubić, więć mówimy tu o 2 godzinnej różnicy czasu między Polską, a Gruzją.
Nie tracono czasu, tylko od razu ruszono do Tbilisi. Nasz kontakt (rozpieszczony, bo ostatnio był w USA i Brazylii) donosi, że bieda aż piszczy, że zmęczeni przelotem i że zaczęli od 2 godzinnego spaceru po gruzińskiej stolicy (prawie 1,5 miliona mieszkańców). Kierowcy bardziej poruszają się po azjatycku, niż po europejsku, wbrew temu, co chce zaimplementować Michaił Shakashvili.
Udało się wynająć kierowcę z 23-letnią Omegą, który 120 na budziku, przy dźwiękach Joe Cocker i Barry'ego White'a próbuje dowieźć ich w jednym kawałku do miejscowości przy granicy z Rosją, z której rozpoczną atak na Kazbegi. Sprawa dzieje się LIVE, jeśli dowiezie ich w jednym kawałku, to znaczy, że cokolwiek mówiąca licencja Master Driver, którym szczyci się kierowca, ma sens!