Juz od jutra przez 4 tygodnie Azja Centralna. Tadzykistan, Pamir, Kirgistan, Uzbekistan, byc moze Kazachstan i znów Kirgistan.
Jak zwykle tempo zabójcze, temperatury wysokie, post radziecki syf, biurokratyczne procedury i wysokie gory.
Zaczynamy w Duszanbe, po kilku godzinnym locie z Pragi, przez Stambul, az do stolicy pieknego Tadzykistanu (wiza ponoc wydawana na lotnisku...ale to sie okaze). Nie ma czasu na agende. Stay tuned.
To mityczne wyspy, o których śpiewał Maanam. Kwintesencja greckiego stylu życia, słynne białe domki i niebieskie dachy. Miliony turystów z okupujących Niemiec i nie wiedzieć czemu z Australii i USA. Piękne plaże i smakowita musaka. Młode, ponętne Skandynawki, dysokteki Mykonos dla jednych, przyjazne plaże dla rodzin z dziećmi dla innych. Relatywnie niedaleko od Aten.
Kiedy jechać ?
Jeszcze niedawno twierdziłbym, że od początku maja, do połowy października. Dziś jestem bardziej sceptyczny. Optymalny czas to II połowa czerwca i cały wrzesień. Odpuściłbym szkolne wakacje i skrajne okresy. Słynny wiatr meltemi wieje tam na okrągło i nawet pływanie jachtem z serii "Love and Drink Boat" może okazać się wymagającym wyzwaniem. Z początkiem czerwca Morze Egejskie może mieć jeszcze temperaturę Bałtyku. Absolutnie nie kierować się tam w zimie i wczesną wiosną. Rozczarowanie pogodą może być ogromne.
Jak dotrzeć ?
Chyba najlepiej do Aten (np. Ryanair z Warszawy lub Bratysławy, Easyjet z Berlina, 250-400 PLN). Z lotniska za 5 euro przez całą dobę kursuje autobus i do Pireusu (główny port) i do centrum Aten. Jest jeszcze jeden port (Rafina), dużo bliżej z lotniska, niż ten w Pireusie, ale dojazd nie jest już tak oczywisty i nie jest dostępny 24/7. Z Rafiny wydaje się być bliżej na większość z Cykladów.
W porcie "sky is the limit". Promów jest multum, w sezonie pływają po kilka razy dziennie. Wolne promy, co zrozumiałe, są najtańsze (ok 30 euro na Mykonos, dzieci do 5 lat za darmo, starsze za pół ceny, 5h), te szybsze (50-60 euro, 2,5-3h) są droższe i bardziej huśtają.
Oprócz naprawdę wyjątkowych sytuacji, nie ma problemów z zakupem biletów nawet tuż przed "odlotem", na prom można wejśc nawet kilka minut przed jego odpłynięciem, dopóki lina nie zostanie bezpowrotnie odwiązana. Między Mykonos, a Santorini pływają tylko szybkie promy, więc 60 euro płynnie opuści nasz portfel.
33 wyspy Cykladów są zamieszkane, więc z nich najlepiej coś sobie wybrać. Santorini i Mykonos są najbardziej popularne i oblegane, ale są jeszcze takie skarby jak Paros, Naxos, Tinos, Milos...
Na wyspy latają z Aten. Np Ryanair na Santorini. Albo Aegan Airlines w zasadzie na każdą, która ma lotnisko.
Gdzie mieszkać ?
www.mina-studios.com - pani sprawdzona na Mykonos.
Z reguły w porcie stoją naganiacze i oferują pokoje od 20 euro za osobę, choć w sezonie zapewne cena idzie w górę. Pani/Pan z przyjemnością przywiozą/zawiozą z portu, więc o transport nie ma się co martwić. Jeśli chcemy coś wcześniej - nie będę Was uczył jak szperać w necie. Jest tego multum. Np Villas.com, booking.com, airbnb.com. Na Santorini mityczne miejscówki na szczycie wulkanu (Oia, Thira) są baaardzo drogie, ale już takie kilkaset metrów dalej zamieniają się w baaaardzo tanie. Na Santorini płacimy za widok.
Co jeść ?
W restauracji greckie dania średnio od 9 do 15 euro za musakę/rybę/gyros/sałatkę grecką, a w budzie już od 2 euro za gyros pita.
Jak płacić ?
Bankomaty jeszcze działają... ale jak długo ? Walutą jest euro.. ale jak długo ? Generalnie średnie europejskie ceny, choć wyspy z natury bywają droższe niż stały ląd.
Czy na wyspie potrzeba auta ?
Nie, nie ma to sensu. Lokalna komunikacja działa wybitnie. często przez całą dobę (ok.1,5 euro za bilet), a żadna z wysp nie jest aż tak wielką atrakcją, żeby zwiedzać jej każdy kąt. Wszystko można załatwić komunikacją publiczną, auta na wyspach to koszt minimum 35 euro za dzień.
Nie zawsze człowiek zasłuży, żeby pojechać na Kubę, Słowację, do Australii czy RPA. Czasem trzeba się przeprosić z najbliższą okolicą i wraz z karawaną Passerati w Dieslu zwiedzić wcale niewiele brzydsze niż wspomniany Orient okolice.
Klasyczna Majówkowa trasa to jest na przykład 3-dniowy objazd po Dolnym Śląsku. Niestety Małopolska w porównaniu z Dolnym Śląskiem prezentuje się średnio, szczególnie miernie wypadamy w konkurencji małych, średnich miasteczek z pięknymi rynkami. Przerażający jest stopień wymarcia tych miejsc, prawdopodobnie wszyscy co bardziej mobilni mieszkańcy znajdują się za zachodnią granicą. Proponuję zdjęcia i przykładową trasę po Dolnym Śląsku.
Prawdopodobnie nie będzie żadnej relacji, ale warto wspomnieć, że w Walentynki trzeba zapewnić kobietom coś ekstra! Pilch postawiłpoprzeczkę wysoko, całodniowy lot KRK - BERLIN - NYC - BOGOTA, czyli Walentynki na 3 kontynentach. Czy ktoś da więcej ?
Kolumbia już dawno nie jest punktem, skąd głównie wysyła się narkotyki w kierunku US, a Medellin i Cali to modelowe miasta południowo-amerykańskie. W produkcji kokainy zostali wyprzedzeni przez Peru, a na ogonie siedzi im Boliwia. O walkach z partyzantami w dżungli też można poczytać tylko w książkach historycznych, albo obejrzeć na ambitnych produkcjach z Russelem Crowe.
Wspomnijmy tylko jak wygląda plan. Pozwala nam sądzić i mieć nadzieję, że będzie to dobry, słoneczny, niezbyt męczący wyjazd !
Bogota - stolica, 2640 m. n.p.m. ze średnią temperaturą każdego miesiąca oscylującą wokół 15 stopni
Kartagena - nadmorskie miasto, nazwijmy go lokalnym Krakowem, na liście UNESCO, siedziba i główna wypadowa baza Hiszpanów, którzy w XVI wieku krążyli po okolicy, kolonizując ją dosyć mocno
Play Blanca - jest plaża i jest rzeczywiście biała. To jest wybrzeże Morza Karaibskiego...
Santa Marta - WTF ?
Minca - górskie plantacje kawy, region Sierra Nevada
Kiedy my będziemy tuż zaraz po świątecznym obiedzie, w ręku trzymając pilota, przygotowani do podróży dzięki Animal Planet, National Geographic i Czubównie vel Kopaczowej, pan Haju i Marysia będą rozpoczynali swoją mini gehennę, 3 dniową podróż do południowego Chile.
Piątek, 26 grudnia, godzina 15.20
http://www.tigerexpress.eu/pl/nasze-ceny/cennik-krakow-katowice-praga-olomuniec-brno.html .To jakaś nowa forma podróży. Autobus podrzuca Cię z Krakowa do Ostrawy na pociąg do Pragi. W poczciwej czeskiej stolicy jesteś około 22, jest wciąż dużo czasu, aby napić się piwa w jednej z setek lokali z cyklu "u Szwejka".
Sobota godzina 15.40
Iberia do Madrytu, 18.30 na miejscu. Pokręcić się po Puerta de Sol szlakiem Adama Hofmanna. Życie w Madrycie w grudniu wymaga wyrzeczeń. 2-4 stopnie, Hiszpanie wyciągają z szaf kurtki, których nie powstydziłaby się ekipa zdobywająca zimą Cho Oyo.
Niedziela godzina 11.20
Wylot do Santiago de Chile. Lądowanie na miejscu o 21.10. 14 godzin w samolocie, ale warto, patrząc za okno w Krakowie, widzę rozpoczynający się opad, w Santiago teraz 30 stopni. Cena biletu Praga-Madryt-Santiago-Buenos Aires-Madryt to 2200 PLN. Pamiętajmy, że to okres świąteczny.
Poniedziałek
Santiago de Chile, stolica, dobrych 5 milionów mieszkańcow, wiecie jak "cienkie" jest Chile, więc Santiago reklamuje się jako miasto, skąd rano możesz wyskoczyć w góry, żeby po południu opalać się na plaży. Bejrut, Cordoba... było już kilka takich. Chile mnie osobiście kojarzy się z Pinochetem, z tanim winem, z cudem w kopalni, które notabene KGHM wykupuje. No i oczywiście długie, ale wąskie...
Wtorek noc
Lądowanie w Punta Arenas, i to już jest bardzo blisko Antarktydy. Baza wypadowa do lodowców, cieśnina Magellana, Ziemia Ognista... to wszystkomoże namieszać w głowach każdemu, kto poczytał kilka awanturniczych książek w przeszłości.
Wszystko do toczyć się będzie aż do 17 stycznia i my o tym będziemy informować oczywiście! W siedzibie głownej globtroteria.pl muszą też o tym Chile troche doczytać
A to dzielne chłopaki, którym udało się przeżyć pamiętną katastrofę w kopalni. Z takimi miłymi ludźmi nasi ludzie będę teraz się socjalizować!
Sułtanat Omanu? Ktoś coś wie? Ktoś coś z pamięci jest w stanie powiedzieć? Stolica? Al Qaida? A nie, to Jemen, bardzo podobnie brzmi. Ropa? Czy aby na pewno? To państwo jest 25 na świecie pod względem wydobycia ropy naftowej. Monarchia absolutna, czyli sułtan rządzi i dzieli. Jest listopad, temperatura zaczyna spadać, teraz około 31-32 stopnie. Zaczyna się high season, czyli kilkuset turystów pojawi się na drogach tego 4 milionowego kraju. Bazę przewidujemy na Dubaj, ale do Omanu jest tylko kilka godzin jazdy busami zarezerwowanymi dla pracujących i tu i tu Hindusów i Filipińczyków. Dla wygodnych - z Dubaju do Muscatu lata FlyDubai i AirArabia po ok. 70 euro one way. Lets go! AirSerbią przez Belgrad, co może okazać sie najbardziej orientalnym elementem tych "wczasów pod namiotem".
I jeszcze z depeszy PAP, nasi drodzy podróżnicy dotarli i tam - "W ubiegłym roku, również na wiosnę, Marszałek Borusewicz z PO wybrał się do Omanu, państwa leżącego na Płw. Arabskim, ale pozostającego nieco na uboczu w porównaniu z bogatszymi sąsiadami. Jahja al-Mansari, na którego zaproszenie marszałek z delegacją tu gościł, jest na stronie Senatu przedstawiany jako przewodniczący izby wyższej parlamentu. Rada stanu dysponuje przede wszystkim głosem doradczym, a jej członkowie są bez wyjątku mianowani przez sułtana Kabusa."
W poniedziałek HCL. W samym Delhi mają 40 oddziałów, a w ogóle zatrudniają 95 tysięcy pacanów.Nie życzę nikomu kontaktów, jechałem tam z zamiarem zrobienia "zjebki", ale za okazało się, że za tymi wszystkimi adresami mailowymi i hinduskimi nazwiskami stoją ludzie. Nie miałem sumienia. Jestem za miętki.
I w Delhi i w Bangalore praktycznie od poniedziałku do piątku Ci ludzie nie zajmują się niczym innym niż pracą. Pracują od 8 do 16 czasu fińskiego, czyli od 10.30 do 19.30. Wielu z nich poświęca na dojazd do pracy po 2 godziny "one way". Hinduskie miasta są totalnie sparaliżowane, teraz każdy Hindus zamiast rowera czy rikszy ma Suzuki, Toyotę czy inne Mitsubishi.
Miałem przyjemność z powodu "Delhi Belly" posiedzieć sobie cały dzień w hotelu, w pokoju z widokiem na autostradę. Cały dzień wszystko stało, trąbiło. Jest 19.40, morze czerwonych świateł, na lotnisko trzeba wyjechać 5 godzin przed odlotem, najszybciej byłoby na piechotę, szkoda, że to 60 km od centrum.
Indie zwariowały, rozwój jest niesamowity. Ale dopóki standardem będzie w godzinach szczytu prędkość 2 km/h, to nie wróżę wielkiej przyszłości. Chyba że zacznie się wzorem Chin budować autostrady piętrowe.
Jako uczestnik delegacji międzynarodowej musiałem się poddać dyktatowi organizatorów, czyli Finów. To niesamowite jak Ci ludzie są ofiarami fińskiego socjalu, państwo zawsze wszystko załatwi, ogarnie, otoczy opieką. Oni nie są w stanie sami pokonać indyjskiej ulicy, nie zjedzą lokalnego jedzenia, najchętniej okopaliby się w hotelu dla Europejczyków, a do pracy jeździli opancerzoną limuzyną.
Notabene, hinduskie hotele z górnej półki biją na głowę europejską czy amerykańską konkurencję. Armia służących, nikt się tu z kosztem pracy nie liczy, bo jest pewnie pomijalny, a stawki za pokój są dokładnie takie same jak na przykład w Niemczech. 3 kelnerów przy stole, kilka razy dziennie sprzątany pokój, wizyty obsługi, in-room dining, basen, spa, darmowy bar dla obcokrajowców, kosmetyczka. Po tygodniowym pobycie ciężko wracać do rzeczywistości, gdzie sam musisz sobie zrobić śniadanie, wcisnąć przycisk w windzie i dojechać do pracy. A potem pracować.
Wyjazd do Agry, czyli miasta 200 km od Delhi, dałem zorganizować Finom. Na firmowych wyjazdach zwykle tracimy samokontrolę. Wyjazd spod hotelu, oczywiście od drzwi do drzwi, bo zagraniczni dbają o swe bezpieczeństwo, za bagatelka 160 zł od głowy, jak na Indie i tak krótką wycieczkę, majątek. Po 2-3 osoby do 7 osobowej taksówki. Nikt nawet nie chciał przyjąć do wiadomości, że do Agry można dojechać pociągiem za 10-20 zł, który jedzie podobnie jak auto 2-3 godziny.
Przyjadą Hindusi, Chińczycy, Rosjanie i całe to towarzystwo rozgonią.
Z Delhi do Agry znowu dopadają myśli samobójcze. Droga jest 3-4 pasmowa, są bramki, kierowcy włączają kierunkowskazy przy zmianie pasa. Oddajcie prawdziwe Indie ! Mijamy nowiutki Tor Formuły 1, jakiś stadion do krykieta, całe Sport City. Przerażające. Po drodze fabryki IT.
Wjeżdżamy do Agry... i jest!!! Wróciły prawdziwe Indie. Riksze, krowy grzebiące w śmieciach, burdel na kółkach, naganiacze, sprzedający jedyne, licencjonowane, handmade, zaaprobowane przez rząd repliki Taj Mahal. Welcome back. Hinduska wieś jest w starej niezbyt dobrej formie.
Gdzieś tam nad brzegiem zaśmieconej rzeki majaczy Taj Mahal. Majaczy, bo jest mgła. Wybudowany w XVII wieku, islamski prezent dla zmarłej żony, pamiętajmy, że to tylko i aż grobowiec. 22 lata, 20 tysięcy robotników, wszyscy uczciwie opłacani, tamta rodzina nie "zatrudniała" niewolników. Skąd miała pieniądze na te fanaberie ?? Przewodnik mówi, że "po prostu była bogata".
Wszystko idealnie symetrycznie, Taj Mahal z każdej strony wygląda tak samo. Tylko jeden z ornamentów delikatnie niesymetryczny, bo doskonałość była zarezerwowane dla bogów. I w środku 2 skrome grobowce, królowej i króla. Nic więcej. Cena - 750 rupii, ok 10 euro, całkiem akceptowalnie, choć Hindusi płacą 37 razy mniej, bo rupii 20.
Porównałbym te ceny do lotu Ryanair (Hindusi) i Biznes Klasą w Emirates (biali). Unika się stania w wielometrowych kolejkach, dziś weekend, do Agry mogło przybyć nawet 100 tysięcy uroczych Hindusów. Dostaje się VIP service, fast lane, nawet ławkę do założenia skarpetek na wejście do środka. Na koniec wszyscy i tak lądują w tym samym miejscu, poganiani batami przez służby ochrony, które próbują całe to towarzystwo ogarnąć.
Lubię Taj Mahal.
Z 7 nowych cudów świata zostaję jeszcze Wielki Mur Chiński i Chichen Itza. Petra, Chrystus z Rio, Machu Picchu i Koloseum odfajkowane.
Trzeba się obudzić (albo niech Amerykanie zagrają w sankcje), bo za kilka lat to tam, do Indii, właśnie my będziemy jeździć do pracy, być może paść "holly cow". Byłem tu ostatnio 2,5 roku temu i skok cywilizacyjny, który się tu dokonał, jest imponujący. To już nie tylko kraj uroczego fakira, świętej krowy i sympatycznej kobry, ale wkrótce 3-cia gospodarka świata (zanosi się, że wyprzedzi geriatryczną, pozostającą w permamentnym kryzysie Japonię), która co raz chętniej zatrudnia naszych chłopców i dziewczęta (InfoSys, HCL).
Od kilkunastu lat Indie rosną w skali 8-10% PKB rocznie, budują drogi, lotniska, osiedla, młodzi i starzy rzucili się w wir konsumpcji.To nie te czasy, kiedy bosy riksiarz woził Cię cały dzień po okolicy za równowartość 20 zł, pucybut obsługiwał za 50 groszy, a w restauracji zostawiałeś 10. Indie, a szczególnie Delhi, zaczynają być drogie i niedługo polskiego backpackersa będzie stać tylko na pieczonego ziemniaka od Matki Teresy.
Do tego, już nie tak łatwo spotkać się ze świętą krową, wprawdzie żebracy wciąż sypiają w rynsztoku (to zjawisko powszechne chociażby w San Francisco), ale nawet możesz spokojnie przespacerować się po mieście, nie będąc 200 razy zatrzymywany słowami "sir, I have something for you". Ludzie mają już co innego do roboty, niż wyciąganie ręki.
Z turystycznych info (Delhi nie jest specjalnie piękne, powiedzmy to sobie szczerze)
5 h rikszą, ok 50 km - 1300 rupii, ok 75 zł
Red Fort - niby największa atrakcja Delhi - dno. Najlepiej wygląda z zewnątrz. Tradycyjne dymanie białego trwa. Lokalny - 20 rupii (1,2 zł), biały - 250 rupii (15 zł).
Jama Masjid - meczet, jako że obok Red Fort, to można odwiedzić
Chandni Chowk - handlowy tygiel, milion sprzedających, 2 miliony kupujących, ulica w starym dobrym hinduskim patologicznym stylu
Akshar Dham Temple - 9-letnia, piękna, czysta, darmowa świątynia, wejść do niej jest trudniej niż wjechać do Izraela. Nawet telefon i gumy do żucia zostają w depozycie. Warto, ale uzbrojonym w cierpliwość. Hinduskie 3-pokoleniowe rodziny okupują ten obiekt.
Humaynus Tomb - dla tych, którzy nie mogą wyskoczyć do Taj Mahal
India Gate - poświęcony hinduskim żołnierzom, których Brytyjczycy cały XX wiek wysyłali na śmierć po całym świecie. Całe te błonia i deptak- imponujące - miejsce spotkań już nie tak bardzo zarośniętych, modnych Hindusów, którzy wychodzą na podryw coraz bardziej podobnych do Europejek wyzwolonych Hindusek
Connaught Place - tam mieszkam, centrum New Delhi, rondo, którego średnica to na oko 400 metrów. Odległości, odległości everywhere in Delhi
Wziąłem fakturę za pierwszy hotel
Room Rate - x
Luxury Tax - 10%
VAT - 12,50 %
Service Tax - 7,50%
FINAL PRICE - 1,3 x
To bardzo irytujące, rodem z US, że każda cena w tym kraju rośnie w oczach pod koniec o prawie 30%.
No limits. Nawet w telewizji do wyboru 980 kanałów.
Dzień 0 - LOT
Wiadomo, że nie ma lepszego nad Hinduskiego informatyka. Wszystko obieca, zaprogramuje, przetestuje, zrilisuje. "Eill do, sir", "everything is OK, sir", "please restart computer, sir".Jest przedstawicielem narodu, który w każdej profesji ma do zaoferowania nieskończenie wiele "risorsów", jeśli nie spodoba się ten, na jego miejsce stoi na dole z CV w ręku kolejnych 200-tu (UPDATE - muszę to zdanie przemyśleć, tak mogło być 2,5 roku temu, ustalę jak jest teraz już w przyszłym tygodniu).
Hinduski rynek pracy nie jest dla miękkich.
Jadę po raz kolejny to sprawdzić. Sprawdzić jak blisko są dogonienia naszej cywilizacji, jak blisko są przejęcia władzy nad nami, kiedy to tam trzeba będzie jeździć na saksy do pracy w Call Center. Zaczynam od Delhi, 16 milionowego molocha, stolicy hinduskiego wyrachowania i bezczelności, gdzie zjeżdżają się przedstawiciele całego 1,5 miliardowego narodu.
Pamiętajmy, że w Delhi głównie ulokowała sie władza, a kasa, kultura, film, Bolywood to Mombaj. Kalkuta to wszystko, co związane z transportem morskim, Bangalore czy Hyderabad i Pune to chłopaki z IT.
Lufthansa tym razem półpełna, w składzie praktycznie sami niemieccy emeryci, prawdopodobnie ostatni raz przed swym końcem chcący zmierzyć się z mistycznym syfem indyjskim, który tak przypadł im do gustu, kiedy wylądowali na Goa jako hipisi, w szalonych latach 60-tych. Lecimy, estimated landing time - 00.15