Aktualności arrow Wyprawy arrow Iran arrow Opuszczamy Teheran (9.X.2012)
Opuszczamy Teheran (9.X.2012) _CMN_PDF_ALT Print _CMN_EMAIL_ALT
Written by lukpilch   
Tuesday, 09 October 2012
Trzeci dzień w Iranie, to dzień ich powszedni, czyli niedziela. Mousavi to złoty człowiek, obdzwonił wszystkie hotele na naszej trasie, aby przygotowały się godnie na nasze przybycie. Szybki kurs taksówka z jego poleconym kuzynem na South Bus Station i już siedzieliśmy w VIP busie do Qum.
 VIP bus, czyli 10 rzędów po 3 siedzenia i film o irańskim bodyguardzie-karatece na DVD. Oczywiście wszystkie kobiety w tej produkcji wzorowanej na filmie z Whitney Houston szczelnie opatulone.Opuszczamy Teheran, czyli 15 milionowe miasteczko i docieramy do miejsca, gdzie swój początek miała rewolucja 1979. 
W tym mieście wszystkie, ale to absolutnie wszystkie kobiety były ubrane w maqnae czyli po prostu szaty batmana,   jedna przyuważyliśmy, kiedy cos tam majstrowała przy ciuszkach, naszym oczom okazały się piękne, wielkie plamy od potu. Jest jesień, marne 28 stopni, w lecie te biedne kobiety się prawdopodobnie gotują i nie tylko z nerwów, ze ktoś zgotował im taki los. Mężczyźni jak zwykle wg uznania, albo rozpięta do polowy klatki piersiowej koszula Georgio z Armenii, albo strój szejka, mudżahedina czy innego imama.
Zdobyliśmy Hazrat e-Masumeh, piękny meczet, jako jedyni niemuzułmanie w całym kompleksie albo i mieście zostaliśmy nawet zaproszeni pod Wielki Ołtarz. Qom to robota na 2 godziny, popołudniem przejazd do Kashan, gdzie w autobusie Andrzej zapoznał Irańczyka z IT, który obiecał nas zaprosić na mecz Real-Barca, ale do teraz nie zadzwonił, wiec prawdopodobnie był to znany już tarof, który polega na tym, ze tylko zaproszenie powtórzone 3 razy jest z głębi serca, a te wcześniejsze to kurtuazja. Siedzimy własnie w Khan-e Ehsan, hotelu stylizowanym na ni to pałac ni to harem, fontanna gra, odbywa się tu integracyjna impreza firmowa, dziewczyny usiadły daleko od chłopców, z których co kilkanaście minut wbiega śmiałek i zagaduje do niewiast. Po 2 minutach wraca do swoich, a my te sceny oglądamy przegryzając orzeszki. 
Kolejny piękny dzień za nami. Jeszcze garść informacji dla statystyków, przejazd z Qom do Kashan (100km) to pomijalne 2 zł, nocleg 20 zł. W Kashan zabawiliśmy do 12tej w południe, poranne śniadanie w ogrodzie pomarańczowym trochę się przeciągnęło. Panie w czadorach przynosiły w porcelanowym dzbaneczku czaj, a my grzecznie dziękowaliśmy po arabsku - "Shokran", choć Persowie nie znoszą  Arabów i uważają ich za cywilizacyjnie upośledzonych. Serek, jajeczko, pita i miód - tak wygląda śniadanie w Iranie. W Kashan dla podsumowania mamy - domy bogatych kupcow, po 9000m2, ogrody wpisane na listę Unesco, czwartoligowe wykopaliska, na których spotkaliśmy tłuściutkie Norweżki, które za wstęp do wykopalisk zapłaciły 1/40 ceny kebaba w Oslo, oraz bazarek i oczywiście kilka meczetów. Nic jednak nie przebije naszego hotelu i 40 metrowego pokoju, dla którego rozpatrywaliśmy nawet jedna noc więcej...w końcu jednak Reza, nasz wynajęty kierowca, wziął nas w kierunku Abyaneh, przepięknej wioski w górach, gdzie jak pisze przewodnik, zostały tylko wyschnięte "very old ladies" i my to potwierdzamy. Wioska jest piękna, przylepiona do szczytu, który liczy sobie 3900m, wszystkie domy są koloru bordo, pokryte mieszanką cegieł, słomy i ziemi.
A potem Reza, który stwierdził ze Ahmnadinezad, czyli prezydent, to debil, zabrał nas do głównej atrakcji okolicy, czyli do elektrowni atomowej w Natanz, gdzie wzbogacają uran! To znaczy staliśmy w odległości kilkuset metrów, za wykopanym rowem i stanowiskami działek przeciwlotniczych, pomiędzy którymi stały wieżyczki pełne strażników. Wydaje mi się to budowla nie do zdobycia. W przewodniku stało - "do not take photo under any circumstances", ale my z języków słabi i kilka fotek mamy. Do zobaczenia po przyjeździe. Konsul w piątek prosił nas, abyśmy nic głupiego nie wymyślili i staramy się jak możemy. 
3-pasmowa autostrada dojechaliśmy do Isfahanu, były jakieś bramki po 50 groszy, dziś staliśmy się jeszcze bogatsi, bo za dolara dostajemy już 32000 riali, kilka dni temu było to 27 tysięcy. Jeśli w Bośni i Hercegowinie można znaleźć wszystkie Golfy II-ki, to w Iranie są chyba wszystkie Peugeot 405, znane tu jako Peugeot Parsi. taka dygresja po jeździe po Isfahanie, mieście, w którym zostajemy do środy rano, bo ponoć to turystyczne numero uno w Iranie. Co dzis jeszcze? Kilka zaproszen do domow i tradycyjna fajka wodna i 2 dzbanki herbaty w teahousie, gdzie zbierają sie brodaci mężczyźni i leci im, czy wybory wygra Roomney czy może Obama. Aha, Reza za 10h podroży przez pustynie irańskie wziął 750000 riali za czterech. I jeszcze jedno - w Iranie dość trudno o restauracje, turystów nie ma, a miejscowi jedzą z reguły w domach. A jeśli już się knajpa trafi, to serwuje dania wybitne, nie nacięliśmy się tu jeszcze na niczym....
» Post Comment
Email (will not be published)
Name
Title
Comment
 remaining characters
Captcha Image Regenerate code when it's unreadable
» No Comments
There are no comments up to now.
 
< Prev   Next >


TRIPS AND TRICKS

Trips and tricks


Karaiby - ranking


Świat - ranking


Zostań fanem na Facebook'u!

Kliknij aby zostać fanem!

bitcoin

JESTEŚMY SŁAWNI!

Artykuł w Dzienniku Polskim

Artykuł w Dzienniku Polskim


----------------------

PRODUKCJE FILMOWE


Filipiny 2009

Australia 2006

© 2023 Globtroteria.pl
Joomla! is Free Software released under the GNU/GPL License.