Jedziemy dalej. Rano w Isfahanie tradycja, wychodzimy z hotelu (Hotel Saba, milion riali za czwórkę, czyli 100 pln) i podchodzą miejscowi, pytając: "what do you think about Iran, mister, Iran good?". Odpowiadamy, że very good, a nawet the best. Przez bazar, zacieniony, to dobrze, bo generalnie w Iranie jest teraz gorąco (tak, wiemy o przymrozkach w Krakowie...), przechodzimy bez żadnych problemów. Bez nachalnych sprzedawców, większość nie zauważa naszej obecności, to nie Egipt i "special price for you my friend", Irańczycy handlują miedzy sobą. Buty, tkaniny, przyprawy, dywany, buty, tkaniny, kryształy i porcelana...i tak razy w kolko, przez 10km alejek.
Dochodzimy do drugiego największego placu na świecie, po Tiananmen. Pozwólcie, że nazwę przemilczę, bo nie pamiętam, ale plac ma około 520x220 m i jest na prawdę wielki! Wieczorem Irańczycy przynoszą z domu swój dywan, ściągają buty i imprezują całymi rodzinami i godzinami przy gorącej herbacie. To dobry motyw na kolejnego flash-moba na Rynku Głównym.
Na placu Iran stracił w moich oczach swoja niewinność, pojawiło się dwóch samozwańczych przewodników, gotowych pokazać nam 2 stojące przy placu meczety, jakiś policjant ciągnie za sobą złapanego właśnie kieszonkowca. Traktujemy to jako element lokalnego folkloru i udajemy się na falafela, krotka rozmowa z właścicielem przybytku zaczyna się ostro "It's coming, revolution is coming, we will kick Ahmadineżad's ass". Lubimy takich rozmówców, zaczyna opowiadać o zielonej rewolucji 3 lata temu, kiedy kumple z drożyny nagle ściągali zielone odzienie i zaczynali pałować protestujących, ukazując się tajna policja. "but it is coming, be careful, it is coming" powtarza na koniec. Jeszcze z jakimś byłym wykładowcą Iranistyki, albo też i bajkopisarstwa
W ciagu dnia wizytujemy zakłady regeneracji dywanów, sklepień meczetów, poznajemy mistrza Iranu w kickboxingu i w zasadzie co tam Allah sobie wymarzy.
Tak nam zeszło w tym pięknym mieście przez cały dzień, a jak to było podczas bazarowych zakupów, opowiedzą Wam chłopcy, synowie, wnuczkowie, Inszallach podczas zimowych długich wieczorów, ponieważdostałem całkowity zakaz informowania opinii publicznej! Jako ze Alzheimer mnie dotyka, to przypomniałem sobie co Andrzejowi powiedział poznany 2 dni temu kolega. Pracując z kobieta w biurze, załóżmy ze UPM ma tu swój Service Center,nie można pod żadnym pozorem do niej podejść, zagadać, ale jak najbardziej można użyć do flirtu czata. Wirtualny świat! Jedynym akceptowalnym sposobem nawiązania znajomości są studia, to tłumaczy dlaczego Irańczycy sa tak dobrze wyedukowani.... Jutro Góry Zagros, przez 2 dni planujemy pokrążyć po okolicy 3900m szczytów, Andrzej w sandałach , ja w trampkach, Olek adidasach, tracimy wiec kontakt z baza, ale zachowujemy irański optymizm.
» Post Comment
» No Comments
There are no comments up to now.
|