Na począ tek slowo wyjaśnienia. Poprzednia relacja utknęła w biurze cenzora na dwa dni. Ale wracamy live z Iranu i oddajemy glos Jackowi, który znów ma pod górkę.
Wiemy, ze lud pracujący miast i WSI niecierpliwi się, wiec do rzeczy. Środa miała być dniem na dotarcie do gór i tak się i stało. Na drodze stanęła nam agencja Iran Air, w której mieliśmy kupić bilety na lot Shiraz-Teheran na przyszła środę.
Ta operacja zajmuje w Iranie 2h, po bilety się dzwoni do Teheranu, ktoś tam ręcznie to sprawdza w księgach, oddzwania, potwierdza, faksuje, w międzyczasie pracownice biura wyglądają za filarków, uśmiechają się, chusty z głowy już prawie spadają im z głów... Kiedy bilety już są - 24usd/os. - Panie dostają od jednego z nas niesamowity komplement - "przyjedzcie do Polski, my zaprosimy Was na kolacje, a Wy pokażecie nam swoje piękne włosy". Są wniebowzięte, a my wiemy, ze bardziej prawdopodobna jest wizyta kosmitów i przed chwila pokazaliśmy, ze wiemy co to irański tarof. Do godziny 15tej zdążyliśmy się jeszcze pokręcić po Rynku (pamiętacie, ze to drugi największy na świecie?) i wypić po 2 półlitrowe soki (1 usd) ze świeżych owoców i to by było na tyle.
W góry pojechaliśmy Iran Lux Bus, zdjęcia się kiedyś pojawia, autobus był z 1955 roku, w tamtym roku był rzeczywiście modelem luks. Standardowo, dwóch siada razem, a trzeci dosiada się do Irańczyka, który za punkt honoru bierze sobie nas położyć wieczorem do łózka.Dojeżdżamy do Shakr-er kord, polowa drogi, mimo ze nowo poznany kolega Olka mieszka w ty mieście, to jednak postanawia z nami jechać taksówka do Chergerd, czyli irańskiej Białki. Jedziemy 80km (7 usd), a on truje - i hip you, i gol horse" -> "pomogę Wam, potem wrócę do domu i pójdę spać". Był przekochany, wyściskaliśmy się na koniec, choć dzięki niemu podróż w trojkę z tylu z plecakami na kolanach nie przebiegała komfortowo. Dla niego to prawdopodobnie będzie temat do opowiadań przy herbacie przynajmniej do wiosny, wiec aż tak bardzo nie chcieliśmy go wyrzucić z taksówki.
Chelgerd - absolutny koniec świata, hotel widmo i budzimy gospodarza, a jest dopiero 19. Ciemno, czarno, wokoło majaczą 4-tysiączniki Gór Zagros, które mamy zdobywać dnia kolejnego. Kilka telefonów po okolicy i następnego dnia rano mamy przewodnika, 45-letniego nauczyciela angielskiego, który za 60 usd zabiera nas w drogę. To była jedna z najlepszych inwestycji tego wyjazdu, a gość zarobił sobie 1/4 swojej pensji nauczycielskiej, choć na końcu dołożył sobie jakieś taksy klimatyczne, vat i cit i z 60zrobiło się 80. Ruszyliśmy do miejsca, z którego zaczęła się nasza gehenna - prawie 9 godzinny spacer po skalach z 2400 na 4050 m. But we did it! W adidaskach i t-shirtach, o kilku bananach i tabliczce czekolady - choć znamienne są słowa Andrzeja, który powiedział ze niewie czy by się na to zdecydował raz jeszcze, choć początkowo skakał po skalach jak kozica, ale one jest młody, pełen werwy, o dużo większejświeżości w kroku niż dziadki Alex i Jacek. Po drodze nie spotkaliśmy absolutnie nikogo, oprócz grupy Nomadów, pasterzy, którzy byli wdrodze na południe Iranu, bo w Zagros lada chwila ma spaść śnieg, a tam maja czilout i ciepło, morze, palmy... Wrócą na wiosnę. Ze 20 minut trwała wymiana uprzejmości z ludźmi, którzy o cywilizacji wiedza niewiele, tyle co z telewizji ;)
Dla nas cala wycieczka skończyła się happy endem, zjedliśmy wymarzona kolacje w domu irańskim, rozpostarci na dywanach jak basze, z gromadka biegających irańskich dzieci wokoło. Olek wręczył dzieciakom bardzo praktyczny prezent - podkładki pod piwo z Brama Florianka, kupiony przez Andrzeja kurczak smakował wybornie, serwowano tez chleb lawasz, czosnek w kefirze(?), ryz i grillowane pomidory.
Pomodliliśmy się do Allaha i ruszyliśmy do Isfahanu z powrotem - a tu grom z jasnego nieba. Dzieci ukradły Olkowi paszport i polar, jesteśmy 160km dalej, plan jest taki, ze rano przejedzie ta trasa specjalna taksówka, która paszport dostarczy (50zl), bo my około południa zmieniamy klimaty i jedziemy tym razem na 2 dni na pustynie,gdzie pewnie netu znowu nie będzie, a my będziemy jedli daktyle i orzeszki w zielonej oazie i może nawet zimne piwo będzie...
» Post Comment
» No Comments
There are no comments up to now.
|