Wtorek w Iranie przebiega pod patronatem miłości, poezji i sportu, choć wydaje się, ze pierwsze i trzecie żyją ze sobą wrogo. Iran wygrał z Korea Poludniowa własnie 1:0 i gdyby ten mecz był jutro, widziano by nas na trybunach w Teheranie (był komplet, 100 tysi, ale na czarnym rynku bilety chodziły po 10usd), ale my do tej pięknej 15-to milionowej stolicy lecimy dopiero jutro.
Obejrzeliśmy ten mecz w miejscowej lodziarni w Shiraz, właściciel i goście zdecydowanie bardziej zainteresowani byli nami, niż tym, co na ekranie biegało. Gospodarz prezentował nam zdjęcia Avril i Jennifer Lopez, wszyscy byli zachwyceni naszym dopingiem (udawanym) dla Iranu. Kolejny dzień wielkiej Polsko-irańskiej przyjaźni za nami.
Wcześniej taksówką do Persepolis, miasto, które swoje sukcesy święciło ok 500 BC, wykopki robią całkiem spore wrażenie, świetnie utrzymany archeologiczny site, z dwoma wielkimi grobami wykutymi w skale, z których widać doskonale potęgę Persepolis. Koniec miasta był marny, spłonęło za czasów panowania Aleksandra Wielkiego, wieść niesie, ze po dobrej imprezie, po zwycięstwie w bitwie pod Atenami, choć neutralni historycy mówią, ze Aleksander Persepolis po prostu spalił celowo. Kolo Persepolis, w gaju cyprysowym stoją pozostałości miasta namiotów, które Szach Reza postawił w 1971 roku na imprezę z okazji 2500 lat Królestwa Perskiego. To była gruba impreza, przybyło 60 przywódców państw, pili, lulki palili, jedzenie przylatywało prosto z restauracji z Paryża, szach nawiązał dobre konszachty, światu zaimponował, ale niemiłosiernie wkurzył Irańczyków.
Wcześniej wizyta w mauzoleum Hafeza, lokalnego Mickiewicza, ponoć każdy Irańczyk może deklamować jego poezje godzinami, ale ja nigdy nie dowierzam takim zdaniom, napisanym przez praktykantów Lonely Planet. Duża tu kultura, ale bądźmy poważni. Chyba, ze mówimy o fragmencie pokroju "Litwo, ojczyzno moja", w kolko powtarzanym.
Prawdziwa bomba nastąpiła w południe. Watek miłosny. Zwiedzając bazarek podeszły niestety znów do mnie ;) dwie mile, ładne dziewczęta. Wymiana uprzejmości, Iran good, tak, good, zaskoczyła mnie pytaniem, czy znam japoński, bo ona świetnie. Dziewczyny zaczęły nas łapać za ręce, co tutaj jest szczytem ladacznictwa i koniecznie chciały zwiedzać z nami Shiraz.
Ja tam bylem przeciwny, ale polazły z nami, ludzie patrzyli na nie, jak na prostytutki, kiedy szły z nami. Odprowadziły nas kawałeczek i powiedziały głosem nie znoszącym sprzeciwu, ze musimy się spotkać wieczorem. My pojechaliśmy, po drodze zmieniliśmy taksówkę na inna, zmieniliśmy taksówkarza... W pewnym momencie do taksówkarza dzwoni telefon... Dziewczyny obdzwoniły wszystkie firmy taksówkarskie w mieście (1,2 mln ludziów), żeby namierzyć 3 białych jadących do Persepolis. Dzwoniły, aby potwierdzić, czy aby na pewno będziemy wieczorem... Polskie dziewczyny, nie róbcie tego w domu :) co za desperacja...
Spotkaliśmy się z nią w tea housie na meczu, Olek wysłuchał ja bliżej i plotka mówi, ze to prześladowana chcąca się przepisać z islamu na chrześcijaństwo pani, ze może wizy do Polski jej trzeba. Jest dość tajemniczy, ponoć maja się spotkać o 7.40 na jakiejś naradzie jutro....
P.S. Konwersja na Chrześcijaństwo grozi śmiercią...
» Post Comment
» 1 Comment
1Comment at Tuesday, 20 November 2012 08:48
jak sie skonczyla historia z Irankami? przygarneliscie je ;))
|