Jeszcze równik i do domu (3.V) |
Written by lukpilch | |
Sunday, 03 May 2009 | |
I specjalnie na dziś, jak zawsze od Michała H. filmik o Równiku
Dobijamy do końca. Z Limy wyruszyliśmy o 15.30, dość luksusowym autobusem z 10 łóżkami na dole, które postanowiliśmy zająć, bo do granicy z Ekwadorem było 18 h przed nami. Koszt takiej wycieczki to 100 soli. Śwince się udało, a to dlatego, że mieliśmy małe perypetie żołądkowe, a na świnkę trzeba mieć czyste ciało i umysł. Niech biega i niech ktoś inny ją nadgryzie tym razem. Niestety, jak pisałem w komentarzach, mieliśmy być w Limie dzień wcześniej o 21, ale nad tym pięknym miastem rozszalała się burza piaskowa połączona z mgłą i kwaśnym deszczem. Fantastyczne miasto... Odradzam. Zanotowaliśmy więc prawie 15 h opóźnienia, o 2 w nocy zawieziono nas do hotelu, lepiej późno niż później.
![]()
![]()
Jedziemy, jedziemy, jedziemy z tej Limy i jedziemy i śpimy i jedziemy W końcu dobijamy do Tumbes, jednej z moich ulubionych granic. Z Tumbes bierze się CIFA (to prawdopodobnie jakiś lokalny bus - przyp. LukPilch) i jedzie jakąś godzinę do budek peruwiańskich. Tam Małżeństwo zapłaciło za swoją lekkomyślność, wyrzucili jakieś papiery, które otrzymali przy wjeździe, a które były konieczne przy wyjeździe no i skończyło się na łapówce, po 4 dolary na ręce komendanta straży granicznej. Następnie przejazd przez kilka kilometrów ziemi niczyjej, graniczny most, chaos, burdel, ci w tą, ci w tamtą, nikt nad tym nie panuje, kolejna budka, tym razem ekwadorska, znów pół godziny papierów, na szczęście ani do Peru, ani do Ekwadoru, ani do Kolumbii nie potrzeba nam wiz. Po 3 godzinach dojeżdżamy do Machali (10 soli) ![]()
W Machali przykra niespodzianka, zostawiliśmy nasze wielkie plecaki w biurze linii autobusowych. Wracamy, a one doszczętnie rozgrzebane, nikt nic nie wie, nikt nic nie widział, kosmici. Przez swoją głupotę straciłem mój stary telefon, wart może 10 zł, ale z karta w środku... 509346028 nie funkcjonuje, niech mi ktoś napisze, czy można zrobić duplikat SIMA z Orange na kartę. Poszło też pół flakonika perfum, po co ja je tu w ogolę ciągnąłem? Aha, no i ładowara. Michał bardzo zadowolony, bo stracił tym razem po jednej parze zagrzybionych tenisówek i klapek. Niech całe miasto epidemia grzybicy dojedzie. Zwyzywałem wszystkich od złodziei, wszystkich wokoło, wygłosiłem tyradę na temat "Czy Ekwador to kraj złodziei", gremium liczyło kilkanaście osób, mam nadzieje, ze ruszyłem ich sumienie, bo machali głowami, jakby się z tym wszystkim zgadzali. Kolejnych 9 USD i wczesna nocą jesteśmy w Quito. Zaraz na równik, a o 17.40 wylot przez coś tam do Madrytu, w którym mamy się stawić jutro o 13.45 (13h plus różnica czasu).
» Post Comment
» 5 Comments
5Comment
at Tuesday, 05 May 2009 11:34by JG Marynarki nie bralem. Na wyprawy biore tylko przepocony podkoszulek. Jeden. Ale numerow szkoda...Dzis wieczorem wrzuce pierwsza czesc zdjec. Albo po poludniu nawet. Albo nawet wszystkie zdjecia.
4Comment
at Monday, 04 May 2009 23:04by m3m nie ma jak powierzyć swe życie na 3 dni i 2 noce tym oto tropicielom ze zdjęcia...
3Comment
at Sunday, 03 May 2009 22:23by mh A co na temat równika ma do powiedzenia WC (w razie problemów z adresem usunąć spacje w linku):
http://www.tvp.pl/styl-zycia/ serwisy/podroze/boso-przez-swiat/wideo/e kwador-znaczy-rownik 2Comment
at Sunday, 03 May 2009 20:28by UG Telefon miał już zginąć w domu przed wyjazdem :-)) Widocznie tak mu było sądzone a poza tym co byłaby to za podróż gdyby nic Ci nie zginęło.Dobrze,że Ty się odnalazłeś a marynarka jakaś też się pewnie znajdzie. Perfumy radzę zabierać marki brutal, wszystkich odstraszą od bagażu:-))
1Comment
at Sunday, 03 May 2009 19:29by LukPilch Sima się dorobi ale tych paru fajnych numerów które były na tej karcie nigdy już nie odzyskamy.
Hm a z tymi perfumami to nie było marynarki?? Bo to dopiero byłaby tragedia. |