Shaking Minaret czyli safety "first!" (16.X.2012) |
Written by lukpilch | |
Tuesday, 16 October 2012 | |
Niedziela rano lekko przespana, wiec ponownie trzeba było wezwać taksówkę. 400 km z oazy do Yazd, takie rzeczy widzieliśmy dotychczas tylko w "zmiennikach" (Marian, do Poznania poproszę...). 100 pln, czyli milion riali.
Ruszyliśmy w kraj, przez pustynie Dash e-Lut, przystankiem na trasie była miejscowość Kharanaq, skąd do Polski mogły nadejść okropne wieści - "Trzech Polaków zginęło tragicznie podczas próby rozhuśtania minaretu". Kierownik przebudowy 1000-letniej wioski chciał nam bowiem wszystko nieoficjalnie pokazać, szczególnie Shaking Minaret ze szczytu (ok. 30m). Poleciało parę cegieł, a my powtarzaliśmy dumnie z przerażeniem tegoroczne hasło naszej firmy - "safety first!".
Po 6 h byliśmy w Yazd, znanego z badgirs, nie, nie, zdecydowanie nie z badgirls. To miasto na pustyni w lecie dotyka fala upałów - nawet 50 stopni Celsjusza. Na każdym domu postawiono coś na kształt wysokiego komina, który wyłapuje najmniejsza bryzę i zaprasza ja do środka do domu. Genialne urządzenie, działające do dziś. Yazd to badgirs i 100-letnia cukiernia, w zasadzie jeden dzień, jedna noc i żegnajcie. Ruszyliśmy w kierunku Shiraz, znów 400km, tym razem autobus, coś tu nie gra. zrobiła się dzika Azja, handlarze, pojawili się skośnoocy Tadzycy.
Po grzecznej i kulturalnej Persji nie za bardzo nam się to podoba, do tego wylądowaliśmy w celi.... w norze miejscowego hotelu. Po szczepie wina shiraz tez nie ma śladu, uprawy zostały przykładnie zlikwidowane kilkadziesiąt lat temu. Ale tak, wino shiraz pochodziło z Iranu... Powoli przechodzimy mentalnie w przygotowania do opuszczenia Iranu, co ma nastąpić w czwartek o 3.25 rano.
» Post Comment
» No Comments
There are no comments up to now.
|