Written by Jacek GabryĆ
Poranek w Abu Dhabi, z widokiem z jednej strony na tor Formuly 1, a z
drugiej na pole golfowe i basen jest godny. Ale obecnosc w tym miejscu dla
osob, ktore nie lubia samochodow i warkotu silnika, nawet Ferrari,
jest zbedna.
Sprobowalismy jeszcze wlamac sie na sniadanie w hotelu
(115 pln - sniadanie, nie pokoj), ale bez wielkich sukcesow. Yas
Island miesci jeszcze Ferrari World i Waterland, za 4 dirhamy my
jednak wybralismy busa do Abu Dhabi. To byl doskonaly wybor, bus
objechal to miasto, ktore w porownaniu z Dubajem jest bardzo ubogim
krewnym. Tez nacpane wiezowcow, ale jakichs takich przasnych,
kilkunasto, a nawet o zgrozo 20-30 letnich. Autobus przejechal przez
Centrum, szybciutko sobie zaliczylismy z okna wszystkie atrakcje.
Absolutnie szkoda na ABU DHABI czasu, z wyjatkiem jednego miejsca, do
ktorego dobilismy. Slicznego meczetu szejka Zayeda, bialego, latwego w
zdobyciu rowniez dla nas niewiernych, choc miedzy 11 i 13 wierni
bukuja swiatynie na modlitwe. W meczecie zmiesci sie 40 tysiecy
postaci, to duzo, ale pamietajmy, ze ten w Maszchadzie na wschodzie
Iranu ugosci ... 700!! Slynny w Casablance tez jest imponujacy, ale
meczetowi w Abu Dhabi dajemy wyjatkowe oceny.
Czas nas gonil, wiec
przechodzac na przelaj przez 7 pasmowa autostrade do Dubaju,
zlapalismy takse z powrotem do Centrum. Krotka analizowa tego
przemyslu - na dzien dobry placimy 3,50, a za nastepny kilometrz po
1,60, czyli taniej niz w Icarze i Mega taxi. Dobra, dobra, ale cena
benzyny jest troszczeke nizsza, na teraz to 3 zlote za 2 litry i 1,70
za jeden. Jakas taka dziwna promocja. Drogo ogolnie jak na ojczyzne
ropy naftowej. Dojezdzamy do Dubaju (153 km), znajomy Burj Al Arab
(zagiel) jest niedostepny dla nas maluczkich, mozna go podziwiac
dopiero z publicznej plazy 1 km dalej. Jest troche ciala na plazy, sam
osobiscie znam paru, ktorzy do Dubaju na plaze zagladaja, ale
osobiscie rekomenduje Lebe. Co innego mole (malle). Mall of Emirates,
to ten od sztucznej gory i sniegu i nart (200 dirhamow za 2 h karnet)
jest bardzo przyziemny w architekturze (Krakowska x 4), ale Dubai Mall
pod Burj al Khalifa (najwyzszy budynek swiata, 828 metrow) to juz
perelka, pelna Rosjanek na poszukiwaniu bogatego partnera. Dobry
kierunek obraly, dobry, gdzie jak nie w Dubaju, przeciez nie w
Goraczce i Franticu. Sam Burj al Khalifa warty wyjazdu, troche drogo,
bo 115 dirhamow kupowane kilka tygodni wczesniej, w przeciwienstwie do
400 na miejscu. Kania zwariowal, latal ze statywem jak from, szybki
oglad z gory mowi mie, ze w Centrum Dubaju jest jeszcze miejsca na
setki wiezowcow. BTW wyjazd na gore odbywa sie z predkoscia 10 m/s,
czyli standardowy czas srednio zdolnego sprintera. Te malle to jednak
za duzo dla nas, niemlodych juz, ale wciaz Werterow. Konsumpcja
zgnila, targowisko proznosci, siedziba szatana. Pekamy i uciekamy
stamtad, slepy Pilch, kulawy Gabrys i zestresowany praca Kania za
chwile (jest 2.45 w nocy) odleca do kierunku, ktory bardziej do nich
pasuje - Sri Lanki.